11 lis 2024

Jeszcze nigdy nie było żeby jakoś nie było :)

Końcówka października  i początek listopada był pod hasłem: rety, rety, goście jadą!

Najazd (Hunów) gości przeżyłam, aczkolwiek chwilami było ciężko... 

7 osób i dwa małe psy pod nogami, jedni przyjeżdżali, potem wyjeżdżali, inni siedzieli cały czas, jedni tylko na noc, inni tylko na dzień, jeszcze inni naprzemiennie :)
Ja z córką zajęłyśmy się wspólnie szykowaniem jedzenia, ona jadła przy stole, ja chowałam się w kuchni - nie lubię i nie umiem jeść w takim tłumie. 
Jak zwykle w tym zestawie były trzy języki, niemiecki, angielski i polski, ale jedzenie tylko polskie, bez wyboru i bez wybrzydzania.

Wszystko smakowało, ilości które szykowałyśmy (olbrzymie) znikały w mgnieniu oka!
Jesteśmy z córką dobrymi menedżerami, no i świetnie współpracujemy w kuchni :)
Czterech chłopów jak dęby miało niesamowity apetyt, trzy wiotkie kobiety żywiły się przysłowiowym "listkiem sałaty", psy żebrały od świtu do nocy.

Nie były to jakieś imieniny, urodziny, rocznica, nie, nic takiego. Po prostu zbiegły się dni świąteczne i wakacyjne, i dwie rodziny się spotkały :)

Po gościach został bałagan, zmęczenie, ale też cisza i spokoj.... przerywane tylko szczekaniem podrzutków, które zostały u mnie na dwa tygodnie wakacji. 
No i teraz mam pieskie życie, błoto w domu znoszone z ogrodu na ośmiu łapach bo słota na dworze, piesy całe dni czatują na myszy, kopią dołki, energia je roznosi, a ja nic nie mogę, no bo jak tu normalnie żyć w takich warunkach?

Eksploatuję Netflixa włączonego na próbny miesiąc lub dwa, obejrzalam jeden serial, teraz zaczęłam następny, ale chyba nie będę przedłużać abonamentu... jednak nie jestem fanką filmów...

Jak miał być najazd gości, to szarpnęłam się na kupno dużej frytkownicy beztluszczowej, 
i jestem bardzo zadowolona. Pieklam na przykład na raz dużą paczkę frytek, albo 8 zamrożonych bułek. Dala też radę upiec sznycle w panierce z pół kg schabu.
Moja mała frytkownica wyjechała ode mnie razem z wnukiem McGyvera.
Teraz pomału wymyślam dania dietetyczne dla mnie, bo od 15. listopada startuję z drugą turą odchudzania. Frytkownica ma bowiem także funkcję pieczenia na parze!
Dynie królują, wyszła mi świetna mieszanka dyni z marchewka i papryką 😀, świetne też były frytki z dyni.

Liście z drzew opadły, roboty w ogrodzie masa, ale przy tych dwóch szkodnikach nie mam ani czasu, ani ochoty pracować w ogrodku... znowu z niczym nie zdążę.....

Ale co tam, jeszcze nigdy nie było, żeby jakoś nie było!!! 😀😃🙂

28 paź 2024

No comment.....

Przyznam się że od czasu do czasu "grzebię" w chińskich sklepach internetowych, kupuję drobiazgi - jakieś przydasie do kuchni, dodatki do szycia. Kupowanie online jest dla mnie wygodne, bo nie lubię łażenia po sklepach w mieście, trzeba tam dojechać i zaparkować, brrrr :)
Ale dlaczego taki tytuł?
Dzisiaj walnęły mnie po oczach  "śmieszne" breloczki.....

Zobaczcie sami:

Tylko zamawiać! I jakie tanie! No i koniecznie przyczepić do torebki....... 

24 paź 2024

Inni to maja lepiej...

No bo tak:
Najpierw bylo wieszanie paneli solarnych NAD balkonem, na scianie...
Potem byl remont rur do wody cieplej i zimnej przez trzy kondygnacje, a na kazdej kondygnacji łazienka i sikalnia, i do wszystkiego trzeba bylo doprowadzic dwie lub trzy rurki i nowe krany...
W międzyczasie nowe oświetlenie w mojej pracowni...
Potem miala byc zainstalowana nowa plyta indukcyjna (stara swiruje) w kuchni, a przy okazji wyciągnięcie zmywarki, w ktorej "coś" sie zepsuło... to akurat nie wyszło, bo trzeba bylo natentychmiast zbudować nowa śluzę dla psów, które przyjeżdżają za tydzień na wakacje :)
Śłuza to dodatkowy plotek z furtką, zeby nam psy podczas wychodzenia z ogrodu nie zwiały miedzy nogami w przestrzeń :)))
W tzw międzyczasie McGyver ulepszał swoją elektrownię w ogrodzie zimowym, a cały czas ja walczyłam ile sił w ogródku. Muszę się przyznać, że wiele nie wywalczyłam :(
W tym rozgardiaszu ja byłam zaopatrzeniowcem i kucharką, gotowanie zabiera mi trochę czasu, bo oprócz odchudzania siebie usiłuje też odchudzić McGyvera,  i to mi też nie idzie...

No i jak już się to przewaliło, to mialam już tylko do odbębnienia przyjazd córki McGyvera w środę, nocowanie i wyjazd w czwartek rano dalej, no i przyjazd mojej córki w czwartek z psami i jej wyjazd bez psów w niedzielę.
Tak to sobie można planować,  a tam w górze ktoś się zwija ze śmiechu...

Dzisiaj dostalam wiadomość:
Córka McGyvera przyjeżdża w środę razem z młodszym synem (czyli muszę szykować kolacje, bo 14-latka nie opędzę kanapeczką z herbatką)... rano w czwartek mama zostawia u nas syna na cztery dni i wyjeżdża, w południe przyjeżdża moja córka, a po południu drugi syn córki McGyvera, 18-latek, i zostaje na 4 dni. Czyli w czwartek dodatkowe śniadanie, potem lunch dla mojej córki, potem kolacja na PIĘĆ osób i dwa psy!!!! I stołowanie pięciu osób przez następne dwa dni i wielkie śniadanie w niedzielę dla pięciu osób, w tym też prowiantu na drogę dla trzech wyjeżdżających o różnych porach dwoma samochodami!!!

Dobrze że są dwa pokoje gościnne, a w jednym  podwójne łóżko,  nie wiem tylko czy mam tyle ciepłych kołder, bo u mnie w domu temperatura polarna :)))

I nie wiem, czy o czymś nie zapomniałam.....

A potem wezmą mnie do wariatkowa...........

27 wrz 2024

Październik miesiącem oszczędzania!

 Takie hasło towarzyszyło mi przez wiele lat w Polsce, pewnie niektóre czytelniczki/czytelnicy to hasło pamietaja :)
Ale jakoś nigdy nie udało mi się oszczędzić ani złotówki!!!

W Niemczech doznałam szoku cenowego, nawet zwykły chleb (bez masła) wydawał mi się baaardzo drogi...
Postanowiłam (wreszcie, pierwszy raz w zyciu) zapisywać wszystkie wydatki, żeby wiedzieć ile kosztuje nas "życie".
Wszystkie zakupy, nawet najmniejsze były udowodnione paragonem, nie musiałam pamiętać co kupuję, wystarczyło zbierać paragony i raz w tygodniu wpisać do zeszytu.
Pod słowem "życie" mieściło się jedzenie dla trzech osób, chemia, gazety, autobus, lody i ciastka w kawiarni.
Prowadziłam te rachunki systematycznie, przez pewien czas dzieliłam jedzenie na chleb, nabiał, wędlinę, warz8ywa, owoce, baaardzo ambitnie, ale po jakimś czasie liczyłam tylko sumy z paragonów:)

Okazało się wkrótce, że mogę z kwoty wyznaczonej na jedzenie troche zaoszczędzić :)
Odkładałam to sobie do skarpetki i wydawałam na moje większe zachcianki: na przykład na dobrą maszyne do szycia, albo na "luksusowe" zakupy w sklepie z wełna i materiałami.

Jak przyszła większą inflacja trzeba było zwiększyć kwotę na zycie o 20%.
Ok, ale też z tej kwoty zawsze coś mi zostawało.

Inflacja rosła, "chomicze zapasy" malały, trzeba się było trochę naglowic żeby coś odłożyć. Kupka była mniejsza, ale była.

Rok temu przestawiłam się na jedzenie zgodne z zaleceniami  medyków i o dziwo, wydatki nie zwiększyły się!!!
Owszem kupuję dużo warzyw, które są drogie, ale nie kupuję dla mnie mięsa, które jest jeszcze droższe, nie kupuję żadnych slodyczy, oprócz gorzkiej czekolady dla mojego McGyvera,  nie piekę ciast, nie jem lodów, i życie stało się tańsze i... lżejsze (już 15kg).

Owszem, inwestujemy w sprzęty kuchenne, ale raczej z niższej półki, mam już całą kolekcję :)

Z najnowszych maszyn jest wolnowar, który najbardziej przypadł do serca McGyvera, mięso przyrządzane w nim jest wyśmienite, a pradu zużywa tyle co nic, bo uduszenie kilograma szynki z warzywami kosztuje 0,30€ (a garnek gotuje 6 godzin!), no i jest bezobsługowy- prawie -, musze te jarzyny obrać i pokroić :)


Podliczając koszty energetyczne 30 obiadow (15 gotowan) wychodzi mi 4,50€ za prąd, a duszenie tego w piekarniku 1,5 godz daje koszt 22,50€.
18€ oszczędności w miesiącu, to już jest jakaś kwota :)
A szczerze mówiąc, to gdy swieci słońce, to korzystam z energii słonecznej, i stanowi to oszczędność całej kwoty 22,50€ ! :)

Druga maszyna, która wyciągnęłam z obszernych czeluści szafy jest maszyna do pieczenia chleba.
W dniu, kiedy kupilam w piekarni drogi chleb (4,80€ za kg), i okazał się niezjadliwy, przeprosiłam maszynkę, kupiłam gotową mieszankę chlebowa na chleb wiejski, i upiekłam bez brudzenia rak całkiem znośny chlebek.
Mieszanką kosztowała 1,30€  na dwa chleby (upiekłam jeden), pradu zużyłam za 0,40€, czyli pol kg chleba to koszt 1,05€. Różnica? 2,70€, a w miesiącu zjadamy 4kg, czyli znowu oszczednosc 10,80€.

A maszyna, jeżeli swieci słońce, to też piecze na "panelach".

Nie wiem jeszcze na co teraz zbieram w skarpetce, bo kuchnie mam już wyposażona we wszystkie gadżety duże i małe :)

Ale, ale (zawsze jest jakieś ale) oszczędność na prądzie nie wchodzi do mojej skarpety :(
Dlaczego? Bo rachunki za prąd płaci McGyver i za instalacje "odnawialnych źródeł energii" też płaci, czyli to liczenie oszczędności poszło jakby troche krzywa droga :))))
Ale dla mnie ważna jest oczywiście "moja skarpeta"!!!!, która zasilę na pewno w październiku, czyli "miesiącu oszczędzania".

I to by było na tyle o oszczędzaniu :)
No to pa, do następnego postu ❤


24 sie 2024

Dowaliło nam dzisiaj ciepła!

Ja wiem, że lato, ja wiem, że ma być ciepło, ale no bez przesady!
W ciągu paru godzin skok temperatury o 10 stopni to już przesada!
Jakoś tak byłam do obiadu zajęta w domu, od tygodnia fajny chłodek,  od razu w domu było przyjemniej żyć :)
Ale musiałam wyskoczyć do ogródka po pietruszkę, i... jak mnie rąbnęło falą gorąca! Jakbym do piekarnika weszła!!! 32°! 
W cieniu, w zielonej dzikości!!!
Szybko uciekłam, starannie zamykając drzwi  :))

Rety, rety, co tu robić? No jak to co? LODY :)))
Sprzęt mam, składniki mam, chęć mam, no to ukręcilam...
Lody jogurtowo-śmietankowo-mangowe, słodkie oczywiście niemożebnie :)

Składniki zmiksowałam mocną maszyną, mango wrzuciłam zamrożone, maszyna dała radę.
Przelałam do maszynki do kręcenia lodów:
15 minutek i lody gotowe!
Pierwsza próba smaku i konsystencji - pozytywna, resztę zamroziłam w foremkach na jutro, mam nadzieję, że nie przemienią się w kamienie...
Relacja jutro :)

No to do jutra, papa :)



27 lip 2024

Zabawa ze sztuczną inteligencją w obrazkach :)

Zabawa z AI poniżej, ale najpierw zabawy mojego McGyvera z wiertarą:
nasz dom podlega naprawom i remontom od 11 lat! 
Nic nas nie dziwi, to że ściany są dziwnej grubości, że stawiane były ad hoc,  że przewód z prądem przebiega w ściance działowej prysznica..., że strop nagle jest wypełniony piachem... 
Nie mamy najmniejszych planów budowy domu, był on wybudowany w 1950 roku,  przebudowany w 1980, dobudowane ganek i ogród zimowy, i schody zewnętrzne od ogrodu.
Nic nas nie zdziwi... :)
Ale przewiercanie się przez ściany zawsze jest wielką zagadką z niespodziankami. 
Taaa... dzisiaj McGyver wiercił dwie dziury (grube, na rury do wody cieplej i zimnej), z pierwszego piętra z łazienki na parter do drugiej łazienki. Dziura powinna trafić +/- na środek ściany z szafką:
.. no i trafiła nad szafkę.... tyle, że w kuchni!!! (Powiększ zdjecie)
No cóż,  pająki maja się u nas dobrze, bo mają bezpośrednie przejście z górnej łazienki do dolnej, i potem do piwnicy :))))

**********
A jeśli chodzi o zabawę że sztuczną inteligencją, to wykonała dla mnie mały dzienniczek moich zajęć:

Rano walczę w ogrodku z najazdem gąsienic bielinka kapustnika:

Potem to co uratowałam gotuję na obiad:
Po obiedzie szyję patchwork,
A wieczorem trenuję z nowym ulubionym przyrządem odchudzającym, czyli hula-hop. (Udało mi się na raz zakręcić 45 razy, a kilka razy po 20! Przyszłość mistrzyni świata przede mną :)))
Nagroda też musi być:

 

14 lip 2024

Jak grzeszyć to na całego!

Już nikt ze mną nie chce rozmawiać, bo ja ciągle tylko o odchudzaniu :(
No to teraz tylko parę słów, jak mi idzie z chudnięciem:
zrobilam sobie 6 tygodni przerwy, żeby mój organizm i skóra przyzwyczaiły się do zmniejszonych gabarytów.  Pilnowałam tylko, żeby nie przekraczać dozwolonych kalorii, no i żeby nie spowodować efektu jojo.
Od tygodnia znów się "torturuje", ale dziś grzeszę, jakoś mnie "nosi", więc wymyśliłam sobie "słodki dzień".

Rano do mojego musli dodalam garść rodzynek.
Na drugie śniadanie była galaretka z jagodami i malinami i z bitą śmietaną.
Na obiad mrożą mi się lody z: avocado, truskawek, jogurtu greckiego, syropu z agawy i cytryny.
Na kolacje będzie miska twarożku z mango.
Policzyłam z grubsza kalorie i o dziwo nie przekraczają normy!
Naturalnie brak tutaj warzyw, więc mój program (apka) już mnie ostrzega :)
A niech tam, jutro już będę grzeczna :)))

A co u mnie w ogródku?
Cukinie szaleją,  dynie zarastają ćwierć ogrodka, pomidory jeszcze zielone, jednak brak światła im dolega, sałata ciagle obecna na stole, zielona cebula do woli, kury i kaczki u sąsiada chyba zżerają slimaki, bo do mnie inwazja nie dochodzi (hurraaa!).
Pieknie kwitną hortensje, lilie drzewiaste pachną niesamowicie, passiflora o czerwonych kwiatach ma wielkie pąki (zrobię im zdjęcia jak się rozwiną).

Pogoda nas rozpieszcza, temperatura normalna, upały nas tylko boczkiem zahaczyły, a deszcz pada od czasu do czasu.
Jest pięknie!!!

Dziś bez zdjęć, bo ciągle coś muszę robić w kuchni, ale poprawie się :)

No to pa, do następnego postu :)

16 cze 2024

Dolce far niente, czyli slodkie lenistwo...

Mało słodkie to życie, bo w lodówce i spiżarni nie ma nic słodkiego, córka dietetuje, ja dietetuję... (nowe słowo wymyśliłam:))) 
Do wyboru mam bialy ser, jajka, kapustę, sałatę, pomidory, paprykę.
Na słodko tylko owoce. 
Do sklepu nie wyjdę, bo mi sie nie chce, leżę na sofie przy oknie i oglądam jak mewy szybują:
.. a piesy mi dzielnie towarzyszą:
Mam przynajmniej czas na napisanie czegoś i poczytanie, w ogródku zielono, oczy odpoczywają, dusza się cieszy :)
Córka zwiedza Pragę, pogodę ma słoneczną, wysyła mnóstwo zdjęć,  niestety tylko dwa dni, jutro już musi do pracy :(
Ja zostaję do wtorku, we wtorek wieczorkiem w pociąg i wiuuuuu do moich pomidorków i cukinii (bo ogorki pewnie zaraza zjadła...

A w parku, gdzie chodzimy z psami żyją papugi!!!



15 cze 2024

Urwałam sie ze smyczy :)

Zostawiłam mojego McGyvera samego w domu, z nakazem podlewania pomidorów, i uciekłam do córki.
No powiedzmy nie uciekłam, tylko pojechalam pociągiem (!) żeby potowarzyszyć jej psom przez dwa dni nieobecności Pańci. 
Ale wyjechałam z domu na tydzień, bo jak już jechać tak daleko to muszę mieć z tego też jakąś przyjemność w rodzaju wyjście na lody, wyjście na targ serowy, przegrzebanie secondhandów itd.
Z psicami-szaleńcami nie wychodzę na spacery, bo urwałyby mi ręce, przez dwa dni przychodzi dwa razy dziennie ekstra "wyprowadzacz". Poza tym jest mały ogrod, jak nie pada, to psy mogą być na dworze.
Czyli pełny luzik :)
A gdzie jestem?
Holenderskie miasteczko Vlaardingen, a właściwie południowy kres Rotterdamu.
Wczoraj wieczorkiem wybrałyśmy się na długi spacer, i fotografowałam po drodze co ładniejsze stare domki i uliczki:










Celem naszej wędrówki była LODZIARNIA z najlepszymi lodami w okolicy!
Od razu rozgrzeszylam się z diety, a co mi tam :) dwie gałki (gały!) lodów i bita smietana:

Lodziarnia mieści się w XVIII-wiecznym budyneczku, który był w dalekiej przeszłości targiem rybnym:



Potem przejście przez park z dziwnym drzewem?

hortensją, której nie znałam (chyba dębolistna?),

ławeczką dla odpoczynku

ì... do domu na zasłużony odpoczynek :))
Cdn... 🙂



5 cze 2024

Chudła, chudła, az zniknęła :)

No nie, tak szybko to się nie schudnie, żeby z wielkiej góry powstała równina :)

Minęło już prawie 5 miesięcy, schudłam 13 kilogramów!
Mniej niż zakładałam, bo miało być po 4kg miesięcznie, ale...
...ale po kolei:

Moich przyzwyczajeń prawie nie zmienilam, rano czarna kawa, sypana, potem musli na śniadanie, normalny obiad i kolacja. 
Nie zmienilam godzin posiłków (9.00, 13.00, 18.00),
gotuję obiady codziennie, kolacje przygotowuje oddzielnie dla męża i dla mnie.
Prowadzę CODZIENNIE dzienniczek, dokładnie co jem, ile to waży, program mi pomaga (ma bardzo dużą listę składników), ile piję, ile się ruszam.
Po wpisaniu każdego posiłku program pokazuje ile zjadłam kalorii, ile w tym było białka, błonnika, cukru i warzyw. Jest natychmiast porównanie moich danych z prawidłowa ilością dzienną, więc mogę coś dodać lub ująć w następnym posiłku.
Zajęcia codzienne jak zwykle, sprzątanie, zakupy, gotowanie, ogródek, i wieczorem jedna lub dwie godziny pedałowania na rowerku.
Na bieżąco liczę sama deficyt kalorii plus kalorie "wypedałowane", i zgadza się to z tym, co pokazuje waga.
I to tak w skrócie :)

A dlaczego mniej chudnę niż założyłam?
Albowiem zauważyłam, że ja się objętościowo zmniejszam, ale moja skóra nie nadąża się "wchłaniać", więc daję jej szansę, zwalniając tempo ubytku tłuszczu :)))!
Poza tym ciagle zmieniam spodnie na mniejsze rozmiary, i niedługo zabraknie mi mniejszych w szafie, i będę zmuszona zwężać te co mam, a jeansy są trudne do prucia i przeszywania!!!
Poza tym mój pokój do szycia jest w trakcie remontu....

Ogrodek zmienił mi się w wielką zachwaszczoną dzicz. 
Ponieważ najważniejsze są dla mnie rośliny "jedzeniowe" to się od miesięcy skupiłam na produkcji: salaty, pomidorów, ogórków, cukinii, dyni, cebuli, szpinaku, mangoldu, szczawiu, pietruszki, marchewki, koperku, fasoli, truskawek, kapusty, kalarepki, i ziół wszelakich. 
Moje posiłki powinny składać się głównie z warzyw, dlatego tak szaleję.
No dobrze, trochę kwiatków dla uciechy tez mam :)))
Do tego przeszłam na własną produkcję kefiru (do musli), z kefiru robię twaróg (do surówek zamiast śmietany), serwatkę oczywiscie wypijam. A jak mnie kiedyś naszło, żeby ubić trochę śmietany do truskawek, to za karę wyprodukowalam masło! :)))


Dla uciechy obserwatorów dwa wykresy, mojej wagi i mojego obwodu brzucha!




Może niedługo znowu coś napiszę..... moze pokażę moje roślinki... a może coś innego... 
No to do następnego!  :)))

25 lut 2024

I tak dalej...

Im dalej z dietą tym bardziej muszę uważać z jedzeniem...
Kilogram w dół skutkuje zmniejszeniem BMI co jest dobre, ale również obniża ilość dozwolonych kilokalorii. A mój apetyt tego nie rozumie, chce jeść tyle, co przed tygodniem :), a więc muszę uważać i liczyć, ważyć, mierzyć....

Żeby spalić jak najwięcej energii, dołączam nowe formy ruchu (marząc o ciepłej wiośnie i wyjściu na dwór), nie wystarcza już kręcenie rowerka na siedząco, ręce tez muszą pracować.
Jeszcze nie za bardzo zaprzyjaźniłam się z trzęsącym się kijem, nie lubię rozciągać expandera, to znalazlam sobie skakankę :)))
Ale skoki mam zakazane, to doszukałam się (naturalnie w internetach) skakanki bez sznurka!!!!

I mogę siedząc kręcić ramionami tak jak przy skakaniu!
W rączce jest licznik czasu, obrotów i spalonych kalorii!
Czego to ludzie nie wymyślą :)))

Poszlam do sąsiada po jajka od szczęśliwych kur i zrobiłam zdjęcie pięknemu kogutowi: 
jak przyjrzałam się temu zdjeciu to coś mi w głowie koguta nie pasowało, jakieś monstrum, glowa psa?

Trzeba się dobrze przyjrzeć co to jest 🤣🤣🤣🤣🤣

A pogoda jak..... hmmmmm.... Nie będę się wyrażać, lepiej jednak porobię coś w domu, nie chce jakiejś cholery złapać 🙂

I to tyle w skrócie, papa, do następnego wpisu!

19 lut 2024

Rozpoczynam sezon ogrodowy!

Od dłuższego czasu dominował u mnie temat jedzenia: liczenie, ważenie, prowadzenie dzienniczka, analizowanie.
Od przedwczoraj, czyli od soboty, zaczęłam ogródkowanie :)
Nie znaczy to, że zarzucam dietę i ćwiczenia, dodaje jedynie do tego ruch w ogrodzie i  wcześniejsze wstawanie.
Od razu wyskoczyła mi na liczniku kroków liczba 7000, zamiast 3000, a jakie dobre samopoczucie :)

Dni są coraz dłuższe, marzy mi się świeża sałata z ogródka, więc pora już myśleć o sianiu.
No i dlatego tak się zebrałam w sobie, bo w mojej budzie ogrodowej zapanował po zimie taki chaos, że nie mogłam znaleźć nasion!!!
I nie jest za wcześnie, nie przyspieszam wiosny, bo u mnie zawsze zaczyna się wcześniej niż w kalendarzu, ale jak zobaczylam na forsycji intensywnie żółte pączki, to uznałam czas robot "ziemnych" za otwarty.
Budę posprzątałam, poprosiłam myszy o wyprowadzkę, i... znalazłam nasiona, hurrra!!!
Muszę sobie rozpisać plan co siać,  gdzie i kiedy. 
Cudna robota :)))))))

Wrzucam najnowsze zdjęcia (dzisiaj robione), żeby nie było że coś ściemniam:
- forsycja:

- pąki na magnolii już, już prawie pękają, a hortensje już otworzyły pąki i się zielenią :

 

- przebiśniegi, krokusy, barwinek:



Jako że jestem szalona ogrodniczka i albo sieję za wcześnie, albo za późno, to mi dopiero jesienią wykiełkowaly chili (zolte, czerwone, fioletowe i czarne) i jak te głupie zakwitły w październiku! Teraz niektóre mają nawet owocki 😱:

 
A to kapusta palmowa, wysiana w czerwcu, z dziesięciu nasionek wykiełkowaly trzy! , potem je obżarly gąsienice (jednej nocy!), potem dwie uschły i została trzecia, którą ratowałam jak mogłam. W listopadzie poszła do ogrodu zimowego i jakoś przetrwała zimę. 
Mam nadzieję, że wyrosnie na taką, jak na dolnym zdjęciu:




Tyle nowości na dzisiaj, pozdrawiam serdecznie i słonecznie i wiosennie, do następnego napisania 😊

14 lut 2024

Trzydziestolatki, trzydziestolatki, to ja!

No po prostu rewelacja :)

Lekarz dostał dziś wyniki mojej krwi, co to mi wyssały pijawki tydzień temu 
i nie mógł uwierzyć, że to moje!
Stwierdził, że takie wyniki mają trzydziestoletnie zdrowe kobiety! Wszystko w normie i nawet poniżej 😳
I jak się tu nie cieszyć? Moja naukowa, matematyczna dieta pokonała moje chorobska., i omlodzila mnie o 42 lata!!! 🤣

Walczę dalej, mam jeszcze dużo tłuszczu do spalenia, musi to potrwać ładnych parę miesięcy.

A dzisiaj, w Walentynki, zgrzeszyłam połową muffinki, teraz pedałuję, bo to było jednak aż 250 kcal, czyli muszę o godzinkę dłużej popedałować!
=============
Zmiana tematu na weselszy, dwa filmiki z psami w roli głównej, najpierw gonitwa po błocie, a potem po praniu szaleńcze suszenie się na paczłorkach 🤣


Dziękuję za wszystkie komentarze, czasami odpowiadam z opóźnieniem,  przepraszam, czas mi się skurczył. 
Spróbuję się poprawić:)
Pozdrawiam walentynkowo 😍❤

10 lut 2024

Minus cztery kilogramy po miesiącu osiągnęłam!

Niby cztery kilogramy to nie jest dużo, no bo tylko trochę luźniejsze spodnie, człowiek troche raźniej się porusza, ale jak zaobserwowałam że bez zadyszki wchodzę po schodach, to.... dodało mi to animuszu!

I tak dalej się torturuję, ważę, mierzę, wpisuję pilnie do dzienniczka (to najgorszy punkt :))) ), pedałuję na rowerku, rozciągam Expander (tak "naukowo" nazywam ten kawałek gumy w rękach:))) ).
Nabyłam tez taki kij co się trzęsie w rękach (swingstick):
Próbuję z tym ćwiczyć, ale nie bardzo mi jeszcze wychodzi.

Dzisiaj zrobiło się ciepło i słonecznie, to wezmę kije i przelecę się przez wieś, 
Co prawda to powinnam sprzątać,  ale mi się nie chce :))))

Sprawozdanie zakończone :)))

Miłego łykendu wszystkim życzę, pa!

29 sty 2024

Po dwóch tygodniach moich "torturek" :)

Małe podsumowanie:

Matematyka jest królową nauk i także moją królową!

Wszystko się zgadza, "dowóz" kalorii minus wydatek energetyczny równa się ilości straconych kilogramów! :)

Moje zapotrzebowanie kaloryczne (wg tabel) w czasie 2 tygodni wynosi 26.362 kcal.
"Zjadlam" 19.166 kcal.
Czyli mój deficyt kaloryczny dwutygodniowy wynosi 7.196 kcal.
I to jest pierwszy stracony kilogram
(Żeby spalić 1 kg masy musimy jakoś pozbyć się zjedzonych 6.000 kcal!)

Przejeździłam na rowerku około 800 kcal dziennie, czyli przez dwa tygodnie 11.200 kcal.
(Kręciłam średnio 2 godziny dziennie, siedząc na fotelu :)
I to są dwa stracone kilogramy.

Czyli sumując matematycznie to przez dwa tygodnie straciłam 3 kg!

Waga pokazuje utratę 2,5 kg.

Zdrowe odchudzanie dopuszcza bezpieczną utratę około 4 kg miesięcznie, mam szansę to osiągnąć :)

Prowadzę małoruchliwy "domowy" styl życia, nie uprawiam sportów, nie chodzę na spacery. Zegarek podlicza mi kroki, w ciągu dnia i nocy raptem 4.000 krokow.
Jedyne co robię, to spokojne codzienne (prawie) kręcenie pedałami, na zerowym obciążeniu.

Koniec podsumowania, walczę dalej :)

≈=======≈========================
Żeby zakończyć temat ściętych drzew (z poprzedniego postu) muszę dodać coś optymistycznego. 
Po ściętej starej lipie rośnie w moim ogródku jej dziecko, mała lipka, która kiedyś sama się u mnie zasiała (wykopałam z chwastów mały patyczek). 
Już kiedyś o niej pisalam, że może przyjdzie czas, że sobie postawie pod nią ławeczkę i będę wąchać do upojenia 🙂 
Niestety nie zdoła duża urosnąć, bo tyle lat już nie pożyjemy, a po nas dom pójdzie na pewno do rozbiórki, i wszystkie moje drzewa zostaną wycięte ☹

25 sty 2024

Drzewa umierają stojąc....

Te słowa wypowiedziala ze sceny teatru niezapomniana Mieczysława Ćwiklińska. 

Dzisiaj ja musiałam to powiedzieć.... miałam ochotę zapłakać, gdy przez okno obserwowałam śmierć pięciu olbrzymich, wielkich drzew, rosnących "za blisko" NOWO POSTAWIONEGO DOMU!

Gotowałam obiad, gdy jakaś ciężka maszyna zaczęła strasznie hałasować.
To co zobaczylam przez okno wstrząsnęło mną!

Taki widok z okna tarasu mialam do dzisiaj (pomińmy porę roku):

...I ruszyła maszyna:

...szła coraz dalej:
...I dalej:


...aż pozostały tylko kikuty:



Okaleczone pnie tez musiały zniknąć, żeby nie zasłaniały "pięknego, nowego domu":


Teraz mam taki widok:


Porównanie dawniej i teraz, znajdźcie różnicę....



Czy te drzewa musiały zginąć? 
Po lewej stronie od tego nowego domu stoi już od lat inny dom, przy którym tez stoją takie piekne drzewa.... boję się, że komuś będą też przeszkadzać...




Podobne posty

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...