No i juz po swietach.
Nie objadlam sie, nic mi nie dolega, spedzilam leniwie trzy dni z Najglowniejszym, z telewizorem (malo), z ksiazka, z ambitnym projektem na drutach i z przyjaciolmi w drugi dzien swiat.
Ufff, to wszystko, a dzisiaj slonce swieci, rower czeka, jade na inspekcje mojej wsi i jednego sklepu - bo mi mleka zabraklo! :)
Bylam calkiem nieobecna na moim blogu, rzadko pisalam komentarze na innych blogach, ale czytalam je pilnie :)
Zylam po prostu w innym wymiarze; liczne dolegliwosci zmusily mnie do intensywnych kontaktow ze sluzba zdrowia, mozolnie eliminowalam bole tu i tam, a na koncu przezylam renowacyjny maraton u dentysty sadysty. "Przezylam" to dobrze okreslenie, bo bylo ciezko, oj, bardzo ciezko!
Moge z czystym sumieniem oddawac sie teraz przyjemnosciom zycia :)
Na niwie pieczenia odnosilam sukcesy i porazki - opanowalam pieczenie idealnego ciasta drozdzowego z rodzynkami i kruszonka, no i pare razy poleglam z chlebem :(
Ale moja upartosc nie daje mi spokoju - bede dalej probowac i.... niestety jesc nieudane wypieki chlebowe :))))
Swietami sie nie ekscytowalam, dni jak codzien, obiady jak codzien, prezent juz wczesniej dostalam (maszyne do wyrabiania ciasta), sklepy staralam sie omijac, bo przerazala mnie ta ilosc i jakosc wszelkiego kolorowego "dobra", ktore zaraz potem wyladuje na smietniku...
Minimalne swiateczne ozdoby rozswietlaja nam ciemne ranki i wieczory w domku.
Ot, mala choineczka w sypialni (choineczka jest wiekowa, kupiona na nasze pierwsze wspolne swieta (w 2002 roku!), lubimy ja, jest na stale ubrana i oswietlona, co roku idzie odpoczac do piwnicy, a w grudniu odkurzona i oswietlona ubarwia nam nowe swieta (dzien swistaka) :))
A w jadalni, gdzie najczesciej przesiadujemy, stoja domki ceramiczne, swiecac okienkami:
Przez caly grudzien mialam spotkania adwentowe roznych grup, spotkalam sie z moimi przadkami (bylo wysmienite ciasto!), ale niestety nie moglam pojsc na spotkanie adwentowe mojego choru :(
a moj prezent przyniosla mi do domu kolezanka :)
Jest to piekny kalendarz, w ktorym na kazdej stronie jest zdjecie naszego choru, a to na probie, a to na wystepie, takie fajne wspominki.
Dostanie dobra miejscowke na scianie :)
Pogoda jesienno-wiosenna, albo pada, albo swieci slonce. Trawa zielona, mozna by jeszcze troche posprzatac w ogrodzie, ale.... Nie chce mi sie!
Kolezanka opatulila figurke dziewczynki w ogrodzie nad stawem, bedzie jak znalazl w zimniejsze dni:
Najglowniejszy wciaz buduje bude na rowery i maszyny rolnicze (wymiary 6x4m).
Jak to on, buduje z rozmachem, dokladnie (ech ta niemiecka dokladnosc!), na sto lat, tylko kto z nas bedzie tak dlugo zyl?
Ale lubi sie tak umartwiac, no to niech buduje.
Ja bym tylko chciala wreszcie miec duzo miejsca na moje narzedzia ogrodnicze, doniczki i cebulki... co wcale nie jest takie pewne :)
Stan przed i po:
Moj kafelek gallo-romanski przybywa (a wlasciwie przyszywa) wolniutko, no bo ten brak czasu...
Teraz jest w takim stadium:
a ja mam juz papierowe szablony na nastepne okrazenie.
Teraz juz pomalu odzyskuje utracony czas i mysle ze do sylwestra nadgonie zaleglosci:)
W koncu lutego dostane znowu na przechowanie trzy psy mojej corki (czipsy), bo panstwo jada na tydzien na narty. Nie zazdroszcze, ja sie wyjezdzilam w mlodosci, i chwatit! :)))
Jako bonusik dla czytajacych dlugie i nudne posty wstawiam zdjecie corczynych piesow oczekujacych pod choinka na.... pewnie cos smacznego :)))
A jak panstwo sobie drzemia pod paczworkiem, to czipsy wyleguja sie na nim:
Zrobilam wczoraj w poludnie inspekcje ogrodka i jestem przerazona: zakwitly: nagietek, prymulki, gozdziki skalne, bergenia. Widze tez na hortensjach, ze paczki puszczaja i zielone listki pomalu wylaza ze skorupek. Paczki na jablonkach wygladaja podejrzanie... oby sie nie rozwinely :(
A pogode zapowiadaja nadal sloneczna i ciepla...
A nie mieszkam w cieplych krajach, tylko w polnocno-zachodnich Niemczech.
Oj, co to bedzie?........