29 sie 2017

Na fali wspomnien


O cioci Jadzi pisalam przed siedmiu laty tutaj. Jeszcze wtdy zyla i miala mnostwo planow artystycznych. Byla siostra PaniD. i przedostania seniorka rodu.
Mam z nia na pewno wspolne geny, bo nie wiedzac, ze jej wyszywane obrazy sa patchworkami, sama zaglebilam sie przed laty w tym temacie.
O kolorowych  wyszywankach cioci-artystki mowilo sie niejako z poblazaniem "ze szmatek". Ze jest to odrebna dziedzina sztuki, nikt nie myslal.
Mieszkanie cioci bylo, tak jak i ona, kolorowe. Sciany zawieszone jej dzielami, kwiatami, ksiazkami, na stole wlasnorecznie wyszywane biale serwetki, do kawy malowane talerzyki i filizanki, nic przypadkowego, zadnego bylejak :) Wazony z kwiatami, tace z martwa natura, wlasnorecznie wykonane abazury do lampek. Malutki balkon obsadzony winogronami i pelargoniami:




I jeszcze kilka prac, ktore znalazlam w czelusciach mojego komputera.
Delikatne malowane kwiaty i kolorowe patchworki:






Zostala po cioci dusza zamknieta w kolorach.....

27 sie 2017

Kradzione chwile

Czas mi sie zawezil, pielegnacja PaniD wymaga coraz wiecej czasu....
Kradne minutki dnia, zeby pare oczek szala przerobic...
Kradne polgodziki, zeby siasc przy maszynie i troche szycie posunac...
Kradne godzinke, gdy jade do lekarza do miasta, zeby powalesac sie po zatloczonych uliczkach....

Dzisiaj ukradlismy godzinke, zeby wypic z przyjaciolmi kawe :) Maja super maszyne, ktora mieli ziarenka, dozuje, spienia mleko i... wychodzi boska kawa! Wypilam dwa kubki, poniewaz nie slodze, to nie pije kalorii :) ale... ciasto niestety tez mieli :)
Psy byly przeszczesliwe, bo wiedzialy, ze jak gosc w dom, to psy dostana smakolyki, zeby sie odczepily :)

Z miasta przywiozlam pare zdjec metalowych zwierzatek? potworow? hmmmm...
Juz sie kiedys do nich przymierzalam, ale tym razem wzielam ze soba aparat.

na kwietniku posadzili buraki i udaja, ze to kwiatki! :

a tu "metalowe stwory":
na pierwszy rzut oka jakis jaszczur:
 a z bliska:
 cos w kolczudze:
 dinozaurek?
 hmmm?
 konik;
 syrenka na sloniu z bliska:
i z daleka:

hmmmm...?
 hmmmm... :)
malpy?


i maly rynek:
i na placu przed ratuszem wodne zabawy dla dzieci, tylko dzieci nie ma :)
(sie kreci korbka na tym slimaku, woda plynie do rynny, a z rynny na mlyn)
Fajne, ale sie nie pobawilam, bo sie spieszylam.

No i na dzis wystarczy, musze sie chwile przespac :)

8 sie 2017

Overlock - rady ciotki Baski :)

Pierwszy overlock (trzynitkowy), na ktorym szylam, przywiozla moja mama z... Chin!
Wazyl ponad 20 kg, byl odlany z zeliwa i mial pod soba mise na olej maszynowy (chyba z litr), ktory non stop smierdzial!
Przestawianie go bylo niebezpieczne, bo ten olej grozil rozlaniem, wiec ustawiony byl w takim kacie, zeby go nie ruszac. I w tym kacie zszywalam po nocach hurtowo swetry! W dzien chodzilam jeszcze do pracy :)
Nie mam co marudzic, swetry "tureckie" sprzedawaly sie na ruskich bazarach jak zloto, wiec doplyw "czarnej" gotowki mialam zapewniony :)

Ale do brzegu!
Maszyna rwala nici od czasu do czasu, trzeba  ja bylo nawlekac. A instrukcja byla.... po chinsku!!!
Nie bylo obrazkow, wszystko na wyczucie i na pamiec. Chinczycy, male ludziki, maja malutkie, sprawne raczki. A moje lapy i paluchy nie miescily sie tam, gdzie powinna wejsc nitka, oczy nie widzialy malutkich haczykow, musialam wymyslic sposob nawlekania, zeby to nie trwalo pol nocy!
W koncu opanowalam zwierze, aczkolwiek zawsze przydawalaby sie dodatkowa mala raczka :)

I z tymi ciezkimi wspomnieniami kupilam czteronitkowy overlock Singer.
Ludzie!!! Szok!!!! Instrukcja dokladna, z rysuneczkami, z poradami, nitki wstepnie nawleczone, nawet na korpusie rysuneczki jak nawlekac, a punkty przechodzenia kolejnych nitek oznaczone osobnymi kolorkami!

I tu przechodze do rad:
najwazniejsze zeby na pierwsze razy zarezerwowac sobie czas i spokoj :)

po pierwsze primo - przeczytac dokladnie instrukcje, pare razy, az sie zrozumie o co tu chodzi
po drugie primo - popatrzec sobie na nawleczone nitki, a potem... wyciagnac je!
po trzecie primo - wypic sobie ziolka uspokajajace
po czwarte - zaopatrzyc sie w dwie dobre pincety (pesety), dosc dlugie, i zeby samym koniuszkiem chwytaly i trzymaly nitke
po piate - dokupic zapasowe igly "Super Stretch", i pamietac, ze zawsze wymieniamy obie igly!
i... zaczac nawlekanie, z instrukcja w rece, dokladnie wykonujac wszystkie opisane czynnosci.
Aby latwiej nawlec igly, mozna podniesc noz (patrz instrukcja)

spokoj... cierpliwosc.... opanowanie :)

- po nawleczeniu podniesc stopke i sprobowac, czy nitki lekko pociagniete dadza sie ciagnac
- pare razy pokrecic kolem zamachowym, zeby stwierdzic, czy cos sie gdzies nie zahacza
- opuscic stopke i trzymajac za nici, lekko je ciagnac do tylu, lekko nacisnac na pedal

Szyje! robi lancuszek! Hurra! Jestesmy genialne! :) :) :)

Nie zaszkodzi poszukanie w internecie dodatkowych informacji i obejrzenie paru filmikow na youtubie.
I pamietajcie - nikt nie urodzil sie z umiejetnoscia obslugi overlocka :)

7 sie 2017

Moj park maszynowy

Naturalnie chodzi o maszyny do szycia :)

Od mlodosci (kiedy to bylo?) ciagle cos szylam na maszynie. Maszyna byla mamy, ale pozwalala mi jej uzywac. Jakies pierwsze wprawki, skrocenie spodni, zwezenie - zadne achy i ochy :)
Zmienilo sie to, gdy pojawila sie na swiecie moja corka. Lata siedemdziesiate odznaczaly sie tym, ze w sklepach poza octem, nie bylo nic. Ubran tez nie, materialow tez nie.
Dziecina rosla, obszywana glownie przez babcie.
Ale po wyprowadzeniu sie na swoje, nie bylo juz tak latwo, mama daleko, a tu spodnie sie wydarly, bluzki maja za krotkie rekawy. Trzeba sie bylo wziac do szycia.
Kredyt, zwany malzenskim (bezodsetkowy!) umozliwil mi kupno nowego Lucznika.
I sie zaczelo szycie niezliczonej ilosci portek do przedszkola, spodniczek na lato, albo strojow krolewny na przedstawienie.
Minely lata, Lucznik caly czas byl na chodzie, umozliwial mi nawet dorabianie do pensji :)
Jak wpadlam po uszy w patchworki, szylam je na Luczniku.
Jak zaczelam od czasu do czasu bywac w Niemczech, to wyszukiwalam ogloszenia o sprzedazy maszyn do szycia i dorobilam sie trzech fajnych maszyn za pare euro!
Lucznika podarowalam znajomej, a u mnie szyly dwie Viktorie. Trzecia maszyna pojechala do kuzynki.
Dobrze nam sie wspolnie zylo do czasu wielkiej emigracji :)
Jedna Viktoria zaginela gdzies w czelusciach piwnicy i nie sposob bylo ja znalezc :(
Druga szyla, ale ja nabralam ochoty na cos bardziej luksusowego.
Przewertowalam Internet z prawa na lewo i z lewa na prawo i... zdecydowalam sie na Brothera (tu o nim pisalam).

Miesiace mijaly......
Na facebooku znalazlam dyskusje o owerlokach. Hmmmm... przydalby mi sie...
W Lidlu daja Singery tanio.... ale wszyscy opluwaja te z Lidla.... ale tanio.... i mozna zwrocic bez problemu....
W dniu Zero wstalam wczesniej i pojechalam do Lidla - byly cztery pudla z maszynami, zabralam jedno!
Jak to ja, zaczelam od studiowania instrukcji, porad w internecie, filmikow na Youtubie.
Jak uznalam, ze juz dojrzalam, to wywloklam wszystkie wstepnie nawleczone nici i zaczelam zabawe z nawlekaniem. W uzyciu byly rece, nogi, jezyk, ale.... nawleklam.... wlaczylam..... maszyna ruszyla....  pierwszy probny scieg.... wyszedl!!!!!!
Stara maszyna Viktoria tez sie przydawala, ale ktoregos dnia przyjechala corka i oddalam ja jej.
W podswiadomosci juz mialam pomysl, jak dla siebie zalatwic nowa, zapasowa maszyne :)
Otoz oswiadczylam Najglowniejszemu, ze albo mi odnajdzie w piwnicy zaginiona od przeprowadzki maszyne, albo zaplaci za nowa.
Co zrobil??? Zaplacil, poniewaz nie oplacalo mu sie za te pare euro (jak powiedzial) grzebac w czelusciach piwnicy!!!
W ten sposob stalam sie posiadaczka nowego Singera o imieniu Talent :)
Zapasowa maszyna jest czasem niezbedna, np. musze cos szybko przeszyc, a na pierwszej aktualnie szyje cos z jerseju, wiec zmiana nici, zmiana igly, zmiana ustawien.... no to przeciez latwiej szybko uruchomic druga, ktora czeka na drugim stole :)

I tak to jestem dumna posiadaczka trzech nowych, pieknych maszyn!

6 sie 2017

Szyjemy poduszki cd.

O poduszkach zaczelam pisac tu, teraz nastapil ciag dalszy:
moje "siostry spiewajace" pozapisywaly sie na terminy i juz cztery spotkania mamy za soba.
Przychodza po trzy, dwie kroja kwadraciki, a dwie (w tym ja) zszywamy.
Zdecydowalysmy, ze wszystkie poduszki beda mialy ten sam wzor, jedynie materialy beda rozne.
Po krotkim szkoleniu krojenie przebiegalo bez zaklocen, i bez krwi :) natomiast z duza iloscia potu!

Do zszywania leza takie kupki: 12 sztuk 10x10cm jednego koloru i 13 sztuk drugiego:
po zszyciu i uprasowaniu pikujemy "kanapke" - gorne kwadraciki, w srodku ocieplinka, od dolu podszewka:
Tyle do tej pory uszylysmy, idzie jak burza, a nawet huragan!

Ciag dalszy nastapi :)

4 sie 2017

Teraz po kolei - najpierw chor

Cwiczylysmy do tego wystepu do ochrypniecia, z calym chorem i prywatnie w domu u jednej z nas, no bo wystep na scenie w parku miejskim troche nas przerazal.
Do zaspiewania mialysmy kilkanascie piosenek - tym razem popularne kawalki z operetek i takie wesole, rozruszajace publicznosc.
Spiewalysmy cztery "kawalki", potem tanczyly kobietki z grupy tanecznej tez z naszej wsi, potem znowu my, potem one i tak przez dwie godziny. Na szczescie pogoda nas oszczedzila, bylo nie za goraco, nic z nieba nie lecialo :)
Wyszlo jak wyszlo, publicznosci bylo sporo, klaskali zawziecie, a my uwiecznilysmy sie na zdjeciach.

Chor spiewa:
publicznosc podziwia:

chor pozuje do zdjecia:
chor i tancerki pozuja do zdjecia:

3 sie 2017

Mialam wirusa :)

To nie byl wirus choroby fizycznej, to byl totalnie zainfekowany laptok!
Balam sie maszyne uruchamiac, bo znienacka wyskakiwalo wszystko zle, gryzace, dreczace, ukryte tak, ze nie moglam znalezc, podszywajace sie po windowsa, pod googla i pod wszystko co mozliwe!
Szanowna Firma Avast (ujawniam, bo od 4 dni nie potrafia mi na mojego majla odpisac!), w ktorej place abonament!!! zeby byc choc troche bezpieczna, moze sie rumienic ze wstydu.
Po kilku dniach ciezkiej pracy wyczyscilam w 90%, aczkolwiek jeszcze mi cos w systemie sie przyczailo :(
Ale nie wyskakuje mi tak zlosliwie, wiec sie juz odwazylam pisac :)

W tzw. miedzyczasie mialam dwa tygodnie wnuka, dwa razy kilkudniowych gosci, awarie pieca grzewczego, wazne wystepy choru, za goraca pogode, za zimna pogode, za mokra pogode....
Wiec zrozumiale jest, ze nie moglam pisac!

Nadrobie pomalutku, bo tfu, tfu, tfu, spokoj zapanowal.

A nawet chwasty w ogrodzie zniknely, bo sie Najglowniejszy wkurzyl i wyrwal (razem z paroma moimi kwiatkami i rozdeptanym krzaczkiem, ktory od paru miesiecy hodowalam).
No ale dobre intencje sie licza, wiec nie zabilam :)

Nastepny post juz wkrotce!

Podobne posty

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...