17 mar 2013

Wielkie prucie

Oczywiście prucie sweterków, szaliczków i co się tam trafi w moim ulubionym sklepie :)

Ostatnio wpadł mi w oko duuuży sweter, beżowy, wg metki z fajnej wełnianej mieszanki.
Wygląd miał tragiczny: sfilcowany, zmechacony i w ogóle do kosza! Ważył ok. 1 kg.


Ale tył i przody wyglądały na "jeszcze do odzysku". Policzyłam, że za 12 zł mogę zaryzykować i może mi dwie pary fajnych, ciepłych skarpet wyjdą (jak dodam inne kolorki, oczywiście).
Zabrałam do domu, wystawiłam na mróz, żeby zamrozić ewentualne żyjątka :) i znalazłszy chwilę czasu zaczęłam oglądać, skubać szwy, no i... eureka!
Te falbanki, które myślałam, że w całości wyrzucę, okazały się tak łatwe do prucia, jak smarowanie masełkiem! Najpierw je wyprułam - były szyte maszynowo tą samą nitką - wystarczyło znależć koniec i jednym pociągnięciem odpruwała się 1/4 falbanki!
Potem je trochę ogoliłam z kudełków:


...i myk, myk, ani nie zauważyłam, jak sprułam :)
Nitka bez jednego supełka, ale za to ciekawa: falbanki są z poczwórnej niteczki, a tułów z poszóstnej.
No i ta nitka nie jest skręcona!
Taka jest po spruciu:
a taka po upraniu: (uprałam malutki kłębuszek)


I mam pytanie do fachowców: może ją skręcić na kołowrotku? - byłaby łatwiejsza do drutowania.
A ponieważ ja jeszcze nigdy nie przędłam, byłaby to dla mnie nauka?
Jeżeli skręcać, to czy uprać przed skręcaniem? Czy po?

Motowidło też mam :)


Pomysł Kankanki - dziękuję :)

Długo trwało, zanim stałam sie posiadaczką tego niezwykle potrzebnego mi sprzętu.
Nienawidzę nawijać sprutej wełny na nogach krzesła, spróbowałam na plastikowej pokrywie do pudła - niewypał! Podchody po rurki w markecie budowlanym robiłam trzy razy. Jakoś mi umknęło, ze Kankanka użyła rurki 1/2 cala, a ja uparcie próbowałam poskładać elemenciki na rurze 3/4 cala :)
Dopiero jak się w piątek zaparłam przy rurach, to miły pan pokazał mi odpowiednią rurkę, potem trójniczki, i nawet zaślepki mi znalazł :)
Niezwykle przydatny Pan Mąż pociął mi rurkę na różniaste kawałki, według moich chęci i MAM!
Mam od razu trzy motowidła: długie, średnie i krótkie. I jeszcze trochę rurki zostało.
Koszt całkowity ok. 20 zł. A jaka przyjemność! Zaraz zaczęłam pruć swetry!!! I nawijać, nawijać, nawijać!!!

Obiecane fotki sweterka po zblokowaniu

No cóż... biję się w piersi ! Czas mi się skurczył do rozmiarów tak mikroskopijnych, że właściwie go nie widać :) I tak już trwa ... i trwa... i trwa.... z tego to powodu moje zaległości rosną i rosną....
Nie mam możliwości paczworkowania, więc się wzięłam, jak widać za druty, no bo coś trza robić!
Robótka nie potrzebuje miejsca, nie bałagani i nie śmieci :)

Pokazuję mój sweterek po zblokowaniu - na Kleopatrze, nie na mnie, bo sama sobie zdjęcia nie zrobię - brak przestrzeni :)

Ładny mi wyszedł, muszę się pochwalić, byłam w nim raz - został pochwalony: "a gdzie go kupiłaś?' :)

Muszę jednak go troszkę podrasować, bo nie podoba mi się przy szyi.
Pierwszy raz robiłam od góry, nie wiedziałam co mi wyjdzie, więc nie przemyślałam wykończenia. A teraz już widzę, że może dobry będzie I-cord wrabiany. Znalazłam coś takiego w gazetce drutowej.
Pomyślę, spróbuję, a co mi wyjdzie, to pokażę.

A teraz gotowiec:




Muszę Kleopatrze jakiś golfik zrobić, bo jej kości wystają :)

Pliski z przodu też nie przemyślałam, robiłam z dwóch kłębków, a trzeba było jednolite pliski zrobić...
Nauka kosztuje... :) Już tego nie spruję, trudno, tak miało być!

4 lut 2013

Sweterek od góry

I znowu internet jest winny! Przeczytałam o sweterkach robionych od góry, nie zszywanych, to i ja chciałam spróbować, jak się taki robi.
"Robienie" trwało długo, prawie rok!

Zaczęłam w marcu 2012.

Kupiłam wełnę "skarpetkową" w czterech kolorach: białym, ciemno-szarym, szarym melanżowym, i fioletowym melanżowym.


Nabrałam masę oczek i zaczęłam - oczywiście, żeby sobie utrudnić, to we wzorki :)


Karczek miałam gotowy już w kwietniu...


A całość wczoraj! Czyli w lutym 2013.


Teraz leży "zblokowany". Blokuję pierwszy raz w życiu! Wcześniej, pomimo mojego dużego doświadczenia, nie miałam pojęcia, że coś takiego można robić :)

Mam nadzieje, że rozmiar będzie odpowiedni... zobaczymy jutro...

Kleopatra się narodziła :)

Napatrzyłam się jak to szyjące i drutujące blogowiczki pięknie upinają swoje dzieła na manekinach, no to i ja zapragnęłam też mieć takowego.
Szukałam i szukałam.... dzwoniłam, pisałam.... nic.... nic.... nic...
Ale nic mnie nie zniechęci :) grzebałam, szukałam, pisałam dalej i.... znalazłam!!!
Po wyczerpującym targowaniu kupiłam upatrzonego manekina.
Miał być oczywiście w moich (niemałych) rozmiarach :)

Zapłaciłam....

Czekałam na kuriera....

Przyjechał.....

Odpakowałam....

A mąż pyta: co to za mumia? :)  (rzeczywiście wyglądało to dziwnie, zapakowane w paski ochronne)

No i odpowiedziałam, że... Kleopatra :)

Po rozkręceniu śrub na maksa ma "prawie" moje rozmiary! Albo ja schudnę, albo muszę ją utuczyć :)

Szkielet wygląda tak:



Ale ubrana już nie straszy, no i nawet nie jest taka gruba....
Ubiorę ją jutro w sweterek, który się właśnie blokuje.


Kołowrotek

Taki oto sprzęcik znalazłam w pewnym miłym memu sercu sklepiku :)

Sklepik jest bogato zaopatrzony – można tam kupić używane odzienie, szmatki do patchworku, wełnę z odzysku, książki, sprzęty kuchenne, meble itd., itp., po prostu raj na ziemi! Oczywiście w cenach baaardzo przystępnych :)
No i przy okazji którejś tam „wizytacji” zobaczyłam taki właśnie kołowrotek.
Pochodziłam dookoła niego, pooglądałam (nie mając bladego pojęcia, czym to się je :), porobiłam zdjęcia i.... szybciutko napisałam do Kankanki prosząc o fachową poradę.
Kankanka, jak wiadomo jest skarbnicą wiedzy wszelakiej :)
Oczywiście nie zawiodła mnie, powiedziała co i jak, zachęciła, no i nabyłam sprzęcik, tylko dlatego, że był ładny, nie za drogi, no i kompletny.

Nie usiedziałam w domu spokojnie, zagrzebałam się w internet, obejrzałam wszystko, co możliwe na YT, przeczytałam strony prząśniczek i innych fanatyczek, w efekcie stwierdziłam, ze muszę zdobyć trochę czesanki :) Miałam z tym duży kłopot.... ale....
Zwiedziłam pobliskie sklepy i znalazłam tzw. wełnę do filcowania w 50 gramowych motkach.
Wełnę rozkręciłam, rozsnułam, czyli zrobiłam z niej czesankę i siadłam do kołowrotka!

Początek był taki:

Ale potem...
UPRZĘDŁAM kawałek!!! Wyszedł mi kawałek sznurka i kawałek ledwo skręconej, ale wyszedł :)
Uprzędziona przeze mnie jest ta dolna nitka )







Moje doświadczenia z kołowrotkiem są takie:
- jak naoliwiłam, to chodzi cichutko, tylko pedał klapie :)
- śruba do regulacji działa, ale nie wiem o co chodzi, bo jak poluźnię, to mi sznurek z koła spada :)

Rozumiem, że wełna wchodząca przez oczko do skrzydełka jest skręcana obrotami skrzydełka, a popuszczanie czesanki pozwala skręconej wełnie nawinąć się na szpulkę. Ale jak to razem zgrać, żeby równo szło, to już wyższa jazda...


Niestety na razie zajmuje mnie tzw. „proza życia”, to zostawiłam na razie kołowrotek w spokoju, pożyjemy, zobaczymy, bo nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała :)))
Normalną czesankę już kupiłam i czeka na następne próby.

Podobne posty

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...