28 gru 2023

A nas dopadła zaraza....

Obiecanki macanki a głupiemu..... (tu nieprzyzwoicie) :))
Obiecałam kuzynce, obiecałam przyjaciółce, obiecałam... że będę pisać może nie dziennik, ale tygodnik, no choćby miesięcznik...
no i co z tych obiecanek? Cisza...

Przyszedł czas na koniec marudzenia i opowiem o świętach.
(Będzie długo i nudno, radzę czytać tylko tym, którzy lubią się cieszyć z cudzego niepowodzenia).

Od lat ignorujemy wszelkie święta, bo nasze tradycje niemieckie i polskie nie idą w zgodzie, więc staram się tylko, żeby wcześniej zrobić zaopatrzenie na parę dni.

Od 10 lat żyjemy jako szczęśliwa para emerytów, nie zważając na to, czy jest piątek czy świątek, czy święta, czy urodziny, czy imieniny.
Ja na ciągłych dietach, McGyver może jeść codzień to samo, byle to był kawał mięsa. Alkoholu nie pijemy ani, ani, słodycze dla mnie wykluczone a dla McGyvera najlepszymi słodkościami są salami i kabanos. 
Czyli w lodówce zawsze staly zestaw zapasów: mięso, jajka, kefir, biały ser, warzywa i owoce. 

Tak też i w tym roku na początku grudnia zaopatrzyłam lodówkę w niezbędne zapasy, cztery szuflady nowej zamrażarki zapchałam owocami, warzywami, rybami, ziołami i chlebem.
Około 15. grudnia przestałam kupować i zajęłam się domem.

Nic z tego "zajęcia się" nie wyszło, bo już 18. przyjechała córeczka że swoimi dwoma kundelkami i plany się jak zwykle rozsypały :)

Kilka dni spędziłyśmy rozkosznie, gadając, jeżdżąc do "badziewia" na poszukiwanie "skarbów", gotując cokolwiek, i układając wielkiego, 1500 elementowego, trudnego puzzla. 
Ja jestem od sortowania elementów :)

Psy jak zwykle zawracały głowę, domagały się drapania, smaczków, wypuszczania i wpuszczania do i z ogródka. 
A pogoda chciała nas rozmoczyć, utopić, lało, lało, lało....

W piątek dziecko spakowało torebkę i opuściło nas na święta, jadąc pociągiem i samolotem do Londynu...

Zostaliśmy z psami, w błogiej (prawie) ciszy, z naszymi telewizorami i internetami, szczęśliwi, że znowu nam się upiekło ze świętami :)
Jeszcze pomyślałam, że może kupię w sobotę w polsko-ruskim sklepie zamrożone uszka i butelkę barszczyku czerwonego, no bo wigilia....

I od tego momentu diabeł się wmieszał :))))) 
W nocy napadły mnie dziwne bóle stawów, potem katar i ból glowy......  jak byk covid!!!!!
Padłam plackiem na trzy dni, tylko gotowałam wodę na herbatę z cytryną, rzucałam psom granulki żarełka, albo ich puszki, i spałam, spałam, spałam. 
Przeważnie drzwi z kuchni do ogrodu były otwarte, psy w bagnistym ogrodzie zdziczały, wpadały zmęczone, brudne, szczęśliwe, właziły do mnie pod kołdrę i spały jakiś czas, i potem znowu to samo!

Mąż na wigilię zjadł resztę zupy z soczewicy gotowanej w piątek, wrzucił do niej dodatkowo puszkę gulaszu (no bo mięsko),  pozmywał gary i zadowolony wrócił pod tv. 
Ja nic nie jadłam przez dwa dni.
Choróbsko mnie odpuściło w pierwszy dzień świąt, upiekłam zamrożone pół gęsi, obrałam parę kartofli, do tego papryka w occie ze słoika, dla męża starczyło to na dwa obiady. 
Ja nadal nie jadłam... i spałam, spałam....
Mąż zachorował we wtorek wieczorem !!!!!
Na szczęście ja już zdrowsza mogłam się nim zająć, trochę bardziej go sieknęło ode mnie :(

W środę wieczorem córka wróciła z Londynu, zadowolona, odespała, wyprowadziła porządnie psy i zrobiła zakupy na następny tydzień. 

I tak będzie się kręcić do nowego roku,  potem dziecko z psami wyjedzie (żeby znowu je przywieźć pod koniec stycznia)....

Nie będę musiała w sylwestra wymyślać życzeń na nowy rok - covid odchudził mnie o trzy kilogramy, zaoszczędziłam na jedzeniu, pewnie niektóre ciuchy znowu na mnie wejdą,  czyli już jest pozytywnie, i wystarczy!

Czego i wam życzę w ten zimowo-wiosenny czas :))))
Zdjęcie moje z ogródka sprzed dwóch dni :)



1 lip 2023

A u sasiadow wesele!

Dwa dni temu do drzwi zadzwonił młody sąsiad i z góry przeprosił za hałas nocny w czasie łykendu. Bo ma wesele. Bo właśnie wzięli ślub.  Ok, no problem, złożyłam życzenia szczęścia na nowej drodze życia, i zapomnialam o temacie.

A tu jak wczoraj wieczorem łupnęlo wzmacniaczami w okna!!!!!
Laserami w niebo! Migotliwymi światełkami po oczach!
Ha!!! Dobrze, ze zapowiedział, bo już mialam czarne myśli ;)
Potem normalnie, czyli glosno, muzyki nie rozpoznaje, bo się nie znam, ale nie było tego strasznego bum,bum! :)
A zaraz potem zasnęłam i nic nie słyszałam, pomimo otwartego okna w sypialni.
Widok z balkonu (dwa długie namioty, czerwony i niebieski którego nie widac, fioletowe drzewa i zielona szklarnia, z tylu podświetlone wielkie LOVE):

No i niech im się dobrze wiedzie, dom już wcześniej wybudowali, oboje pracuja, a rodzice uprawiają warzywa, źle im nie będzie 💝

A u mnie, jak to u mnie, sezon upraw ogródkowych, roboty huk, a ja jak ta mucha w smole próbuje to wszystko ogarnąć :)

Truskawki w wieżach z doniczek i na podwyższonych grzadkach owocują jako tako, codziennie dwie garści do musli
Borówka amerykańska jeszcze zielona
Pierwsze ogorki zebrane i pożarte na miejscu :)
Brokul... hmmm... dziwny
Pierwszy raz posadzilam arbuza i nawet zawiązuje owocki

Karalepki cudne
Lilie szaleją 
A tu nowość, cebula wędrująca, zamiast kuli kwiatkowej wytwarza nowe cebulki. Robi to piętrowo. Na razie maleństwo, może mi się uda za rok albo dwa, mieć cały zagon? :)))
Co poza ogródkiem?
W domu chaos, balagan, kurz się ściele...
Staram się nie zauważać, bo wieczorem tylko prysznic i spać!
No i złapałam na sobie jednego kleszcza (był mały, ale jak się namydlilam pod prysznicem, to go pod ręką wyczulam), na szczęście jeszcze się nie przyssal.
Teraz zapobiegawczo cale ubranie z ogrodka codziennie wrzucam do pralki, i mam nadzieję, że pralka ewentualnie wypłucze inne?

Moje chorobska nie odpuszczają, ale trzymam je w ryzach, więc żyje bezstresowo, łykając tabletki na to i owo :)

Córka często przyjeżdża z piesami na lykendy, czasem mi je podrzuca, jak wybywa na urlop, i jestem "bardzo" szczęśliwa z tego powodu :))))))

No i pozdrawiam czytaczy, nie martwcie się, że nie piszę. 
Jak odzyskam wenę twórczą, to będę pisać :)

4 lut 2023

Zaczęło się :)

Temperatura od paru dni w okolicach plus 6, plus 9.
Słońce dziś świeciło od rana, więc wywiało mnie do ogródka :)
Dwie pary gaci, dwa swetry i kamizelka, buty zimowe i... do łopaty!!!

Przesypalam cztery taczki ziemi z jednej wysokiej grządki do drugiej, odchwaścilam dwie grządki truskawek, bo w zimie tez chwasty rosną, posprzątałam jakieś nawiane liście i śmieci.
No i stojąc w słońcu myslalam gdzie jeszcze wcisnąć ze dwie skrzynie, bo nasion mam dużo,  a miejsca mało :)

Dokupiłam ciekawych nasion: dynię bezłupinową, cykorię zimową, pomidor Babuszka odporny podobno na choroby, deszcz i insekty :)
I jeszcze jakieś,  ale zapomniałam już jakie :)

Czyli ROZPOCZĘŁAM SEZON OGRODOWY!!!!!!!!!!!!

(bez zdjęć,  bo miałam brudne łapy!)

14 sty 2023

Mechanizacja prac domowych (następny robot)

 Dzieńdoberek:)

Taaa... No nie lubię pisać,  bardziej lubię czytać, co widać po intensywności moich postów :)
Lubię czytać blogi, mam ich masę w ulubionych, ale komentować nie lubię , no i odpowiadać na komentarze też..... No nie bardzo, za co moich komentatorów przepraszam ❤ niestety do tej czynności muszę zmieniać przeglądarkę, a że nic mądrego nie umiem wymyślić,  to rezygnuję (tak, jestem też  obrzydliwie leniwa!)

No to tyle w kwestii samokrytyki :)

Teraz o mechanizacji.

Już w którymś poprzednim poście napisałam, że nabyłam robota odkurzającego, i że jestem baaardzo zadowolona!
Teraz po dłuższym czasie przyznam się, że go kocham!!! Jest bardzo pracowity, sprząta cudnie, już  nie pamiętam kiedy wyciągałam odkurzacz.....

No to zrobilam jeden krok dalej, i za namową córki zamówiłam robota do mycia okien :)
Okien mam w domu duuuużo, no i olbrzymie, wysokie oszklenie ogrodu zimowego (popularnie nazwanego tarasem).
Okna myje mi ręcznie co parę miesięcy pracowita córeczka, raczej rzadziej, niż częściej,  bo to żadna przyjemnosc.... No i to skakanie po parapetach i drabinie, bleeeee!!!
Wystarczył mi jeden telefon od niej, że zastanawia się nad kupnem robota, i żebym popatrzyła na ofertę w internecie. 
Popatrzyłam, obejrzalam filmiki na YouTube i.... następnego dnia zamówiłam :))))
Za dwa dni dhl mi dostarczył.

Uwielbiam nowe sprzęciki,  zaraz go rozpakowałam, przeczytalam instrukcję,  i...........
popatrzcie jakie to fajne:



Przysysa się toto do szyby, jeździ po niej i myje!!!!
Wielkie okno w sypialni lśni jak kryształ, wypucowane z obu stron, 
mogę sobie teraz szaleć z oknami :)))))

Jakby ktoś chciał dokładnie obejrzeć, to jest w internecie pod hasłem Alfa bot x6, na YouTube są filmiki. Koszt zakupu 150€, może i dużo, ale......

Nie moge sama myć szyb, ponieważ staw łokciowy w mojej prawej ręce jest niezdatny do użytku, tak jak i lewy bark, oraz oba nadgarstki. Te stawy nie mogą wykonywać prac związanych z przyciskaniem i zginaniem, no a wiadomo, co oznacza pucowanie szyb :(
Jeżeli "Mazaj" będzie tak pracował, jak na pierwszym oknie, to przynajmniej sąsiadki nie będą wytykać mnie palcami :))))

Ram toto nie myje, tu jestem skazana na jakąś pomoc w młodszym wieku i lepszym stanie zdrowia. Ale ramy wystarczy umyc raz w roku, bo się nie brudzą (albo tego nie widac:)) )
No i perfekcjonistki muszą "dotrzeć" kąty proste, bo jak widać ściereczki myjące są kółeczkami.
Ja tam nic nie docierałam, bo okno lśni tak pięknie po raz pierwszy od 10 lat!

To nie jest reklama, nikt mi nie płaci za moją pisaninę, dziele się po prostu moim zadowoleniem. Filmy tez są moje :)

A z innych moich działań,  to zapobiegliwie robię na drutach grube swetry z welny, wielkie, szerokie, długie, no bo w mieszkaniu o dziennej temperaturze ok 16°C  pozwalają mi komfortowo żyć.  

Urobek od jesieni jest taki:
w trakcie roboty, szary z szarym, w paski, wełna z odzysku, przed spruciem był taki:
Był za mały, za krótki, sprułam, dodalam resztki innych szarych welen i taki teraz wychodzi:
Podzieliłam wszystkie kłębuszki na pół i robię równoległe przód i tył, potem rękawy.

‐--‐--------------------------------

Następny,  beżowy w czerwone punkty. 
Beżowa wełna z odzysku, mięciutka, gruba,
było tak:


Dodalam kilka kłębków czerwonej i wyszło tak:


Już zszyty, noszony, prawie z niego nie wychodzę :)

‐------------------

Następny również z wełny z odzysku.
Niestety nie zrobilam zdjęcia przed spruciem, szkoda :( 
Wełna z alpaki, kolorowa, sweter w asymetryczne wzory, za mały, kupiony w "badziewiu" za 4 zł.
Z wielu klębuszków robilam długo i wytrwale, prostokąty,  prostokąty....
Taki wyszedł,  jeszcze go zszywam:

‐---------------------
A ten z nowej welny, robiony "na okrągło", będzie cięty. Pierwszy raz coś  takiego będę robić, troche się boję :))
Trzeba rozciąć przód,  wyciąć dekolt, rozciąć rękawy..... rety, rety!!!!

------------------------------
No i ostatni, kamizelka z alpaki, mało noszona, bo do niczego nie pasowała,  odprułam plisy pach, znalazłam ciemnoszary szalik robiony na okrągło,  starczy na dwa rękawy, a mankiety będą z odprutych plisek, z przodu wszyje rozdzielczy, bordowy zamek:

Ufffffff....
Zmęczyłam się tym opisywaniem i wstawianiem zdjęć, a ile jest jeszcze tej pracy przy wykończeniach..... 

A poza tym tak jak wszędzie, przyszedł nowy rachunek za prąd i wodę na ten rok, nie zaskoczył nas, bo już wcześniej wiedzieliśmy o ile wzrośnie, teraz jest czarno na białym, co miesiąc o ca. 50€ więcej :(
Ogrzewanie mamy olejowe, olej opałowy kupiliśmy zanim tak okrutnie podrożał, na razie mamy duzy zapas. 
Rachunki za jedzenie wzrosły mi też o jakieś 50€.

No i takim "optymistycznym" akcentem zakończę ten post, 
do następnego :)




Podobne posty

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...