Gotuje obiad...
codziennie musze gotowac...
bo Najglowniejszy bez obiadu jest zly, a jak zje, to idzie spac...
i jest spokoj :)
Najgorsza pora dnia....
co ugotowac......
jak ugotowac??????
Bylo tak: urodzilam sie w rodzinie, w ktorej mama nie pracowala i mieszkala z nami babcia.
Obie lubily kuchnie, gotowanie, pieczenie, przetwory, po prostu wszystko, co z tzw. garami zwiazane.
Ja z zajec domowych opanowalam do perfekcji szybkie sprzatanie, wiec mi dawaly spokoj z cala reszta i... szlam czytac!
I tak bylo przez lata cale - czasem siedzialam w kuchni i... czytalam, od czasu do czasu moglam wylizac jakas miske...
Wracalam ze szkoly - obiad stal na stole :)
Nawet jak mama poszla do pracy, tak okolo mojego liceum, tez nie musialam sie w kuchni przemeczac, wystarczylo, ze obralam kartofle. Potem zamieszkala z nami druga babcia, i znowu nic nie musialam w kuchni robic.
Potem sie wyprowadzilam z dzieckiem do pracy na wies, ale to byla taka dziwna wies i dziwna praca, w kazdym razie obok domow byla stolowka i chodzilo sie tam na obiady, dziecina jadla w przedszkolu. Nikt tez ode mnie nie wymagal np. pieczenia ciasta, bo nikt nie lubil...
Po paru latach wrocilam na "matczyne lono" i.... powtorka z historii:
prace konczylam o 15.00 a o 14.30 mama dzwonila do mnie, czy punktualnie przyjde, bo stawia kartofle do gotowania.
Kolezanki gotowaly sie z zawisci, a ja delektowalam sie wolnoscia :)
Mijaly lata....
Pojawil sie Najglowniejszy....
Pierwsze wspolne wakacje - jedziemy na camping. Dobra, dobra, ale co z gotowaniem? I tu pelnia szczescia - Najglowniejszy mowi, ze bedzie sam gotowal! Ja zaproponowalam moj wspoludzial - obieranie ziemniakow...
Mijaly lata....
Wyprowadzilam sie do Niemiec....
Najglowniejszy mial wazniejsze sprawy na glowie niz gotowanie, a jesc musial, i to miesko, miesko!!
Ciezko wzdychajac zabralam sie za gary - chcial nie chcial....
I to nie bylo tak, ze ja antytalent jestem, ze nie wiem, jak sie co gotuje - teorie mam w jednym paluszku, aczkolwiek nie tak do konca :)
Gotuje bo musze, najprostsze dania, mieso z sosem, kartofle, salatki, albo zupe z wkladka miesna.
Na szczescie Najglowniejszy nie wybrzydza (moze sie boi???) a ja przyjelam te czynnosci z honorem na klate :)
Nie do zrobienia sa dla mnie zwykle mielone, robie wg przepisow z ksiazek, internetow, z opisu kolezanek - nie mam szans . wychodza mi okragle, lekko przypalone, czasem surowe w srodku.
Przeklenstwo jakies????
No dobra, koniec jekow, do rzeczy:
Dzisiaj miala byc kapusta z reszkami miesa, ok, kupilam kapuste, posiekalam...
tknelo mnie cos, zadzwonilam do mojej przyjaciolki, ktora jest dla mnie Guru od gotowania, pieczenia i przetworow.
JAK ja mam te kapuste zrobic, bo mi zawsze zupa kapusciana wychodzi!!!!???
Ona (smiej sie Ewa, smiej!) mowi, ze udus kapuste w troszku wody i.....odcedz.....
O zez!!! ze ja na to nie wpadlam???
Chyba nigdy nie bylam w kuchni jak mama odlewala kapuste????
:) :) :) :) :) :) :)
:) :) :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie to nie jest śmiech z Ciebie. Tak to wesoło opisałaś, że aż buzia sama się uśmiecha.
Dobrze, że teorię masz opanowaną, a praktyka czyni mistrza.
Czy kapusta ostatecznie się udała?
Oczywiscie, ze wyszla pyszna! Tym bardziej, ze zachowalam jedyne sluszne proporcje: mala kapusta spiczasta, 40 dkg pieczarek i pol kg miesa z golonki :) Niebo w ustach!
UsuńJa bym się nie przejmowała. Gdy muszę, to gotuję, ale z zastrzeżeniem, że mam wiedzieć, co. W ciemno to ja chromolę, narobię się, a potem się i tak zmarnuje. Na szczęście Letnia jest samodzielna, więc często mam z głowy obiady, bo sama sobie coś upichci. A ja obiadów nie lubię, wolę zjeść kanapki.
OdpowiedzUsuńJa tez bym mogla ciastkami z kremem sie zywic, ale... mus to mus :)
UsuńNie przebijesz mnie- od dziecka aż do wyjścia za mąż nie wolno mi było wchodzić do kuchni.Pierwszy obiad gotowałam w kilka lat po ślubie- dzięki koledze jadaliśmy w stołówce oficerskiej.Gotując ten pierwszy obiad zastanawiałam się skąd się bierze ta "woda w zupie", słowo! Aż do domu telefonowałam w tej sprawie.
OdpowiedzUsuńGeneralnie lubię gotować, ale głównie dania "obce", z kuchni indyjskiej, chińskiej, tureckiej, arabskiej, Schabowego panierowanego z zasmażaną kapusta u mnie nie uświadczysz. Lubię różne przyprawy, curry zwłaszcza, poza tym imbir, cynamon, kurkumę, paprykę wędzoną, zioła prowansalskie.Zestaw posiadanych przeze mnie przypraw każdego zdumiewa. Ale gdy jedzą to im ich ilość nie przeszkadza;)
Z tym, że zawsze są to dania, które nie wymagają długiego stania przy garach.
Oj, moze przebije...
UsuńMialam 14 lat. Ciocia mieszkajaca na sasiedniej ulicy dala mi klucze do mieszkania, zeby zaopiekowac sie psem. Mialam tez dla psa tylko ugotowac kasze, "na sucho" czyli na sypko.
Powiedziala mi, ze garnek z kasza juz stoi na kuchence, mam tylko wlac wode i zapalic gaz.
Kasza byla w takim podwojnym garnku, wiedzialam, ze to do gotowania na parze.
Ok, wlalam wode do DOLNEGO garnka i wlaczylam gaz....
Kasza sie gotowala godzine i byla ciagle twarda...
Poszlam do mymy po pomoc.
No coz, smiechu bylo duzo!
Nigdy w zyciu nie odcedzalam kapusty, bo zawsze biore tyle wody, zeby sie wygotowala. Fakt, trza pilnowac, zeby sie nie przypalilo, ale nie wylalabym "smaku" razem z woda
OdpowiedzUsuńAle to byla tylko woda bez smaku, nawet bez soli, reszte skladnikow dalam potem :)
UsuńKurcze, a ja miałam 12 kat, kiedy zaczęłam gotować obiady dla 5osobowej rodziny. przynajmniej 2-3 w tygodniu. I to odbywało się na zasadzie: matka do mnie-jutro na obiad ugotujesz to i to. Ja na to- a jak się to gotuje. Matka w odpowiedzi-tam jest książka kucharska. I to wszystko. Ona studiowała,i uczyła do późna w szkole, siostra dojeżdżała do liceum, a tata ciągle w lesie przebywał.Obiad przeważnie jadaliśmy około 16tej.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za gotowaniem i podobnie, jak Ty, wymyślam proste dania. Często u nas jest makaron- z sosem, na słodko, zapiekanka itp.
Mielone- ja gotuję mięso w całości (z warzywami- wywar jest doskonały do zup) i potem je mielę- masz zagwarantowane, że nie będą surowe w środku. Zmielone mięso, po dodaniu bułki tartej, całego jajka i przyprawieniu ( nie daję do niego mąki), kręcę w kulki, które podczas obtaczania w mące spłaszczam na takie kotleciki (i znów szansa na niedopieczenie maleje). One i tak podczas smażenia puchną, dlatego, kiedy kładę je, opanierowane, na bardzo gorący tłuszcz, spłaszczam jeszcze widelcem. Najpierw na chwilę na bardzo gorący tłuszcz kładę, potem zmniejszam temperaturę (np z 9 na 7) palnika o dwa zakresy i często kotlety przewracam.
Kiedy kupuję surowe mielone mięso, to robię identycznie, ale na patelni dosyć mocno kotlety widelcem spłaszczam i często obracam. Nie przypalają się i mają szansę w środku z każdej strony dokładnie upiec się. Używam oleju kokosowego, który ma bardzo wysoką temperaturę dymienia, czyli nie przypala się zbyt szybko, Spokojnie dwa rzuty mielonych upiekę, na jednej porcji, na złoty kolor.
Może to Ci się przyda:)
Robie z surowego miesa, i robie identycznie jak ty, ale.... ZAWSZE wychodza mi paczki (ponczki) :)
UsuńNo to tym widelcem zdecydowanie spłaszczaj na patelni. To ma być kotlet mielony. moja mama smażyła półsurowe "klopsy", a przecież to są kotlety mielone, powinny być płaskie. I tego się trzymam. Nie bój się, że podczas przyciskania widelcem rozlecą się- nie rozlecą i robią się fajnie kotletowe. tylko jak kładziesz na patelnię, to nie ściśle obok siebie, bo one pod tym naciskiem zabierają więcej miejsca. kurcze, ale fachmanem siem zrobiłam od mielonych, :):):):)
UsuńJa miałam ten sam problem z "surowym" w środku i metodą prób i błędów doszłam do usmażonych kotletów mielonych takich, jakie powinny być.
Aha, nie daję mąki, chociaż w przepisach tak zalecają. Daję bułkę tartą i ona tak fajnie scala mięso, a nie robi kotletów "twardymi"
Hmmmm... splaszczam tez na patelni, maki nie dodaje, daje bulke tarta.....
UsuńAni chybi przeklenstwo jakies! :)
W smaku sa dobre....
Proby wykonuje srednio raz w miesiacu juz od paru lat.....
I zawsze ponczki, albo pokurcze.... :) :) :)Najglowniejszy zjada bez gadania, nawet jak zapomne posolic :)
I to jest najważniejsze- Najgłówniejszy zjada:)
UsuńMusi, bo nie chce sam gotowac :)
UsuńPierwszą zupę ugotowałam jak miałam 7-8lat, co prawda wyglądało to tak:
OdpowiedzUsuńRodzice gdzieś tam pojechali. A że nie wracali zbyt długo (według mnie) uznałam, że sama ugotuję zupę. Wiedziałam, że w drugiej szufladzie zamrażarki jest kurczak. Wyciągnęłam go i włożyłam do duzego gara. Zalałam woda i wsypałam wszystkie możliwe przyprawy. Co prawda zupa była nieźle przesolona i przepieprzona ale mama przecedziła całość i dogotowała jak wróciła.
No i oczywiście sytuacja ich nauczyła żeby zakręcać gaz :p
Póżniej poza ciastami raczej nie zaglądałam do pichcenia. Głównie co miałam robić to dbać o porządek pokoju, uczyć się i wyprowadzać psy na spacer.
Dziś mieszkamy wraz z mężem z rodzicami i przez to że pracujemy mama nadal gotuje. Sporadycznie jak mam od czasu do czasu wolne to ją zastepuję.
Życie jest różne. Jedne szybciej z nas gotują, inne później. Ale cóż - prędzej czy później trzeba do garów zaglądnąć. :)
Ano wlasnie, zycie...
UsuńJa gotuje, bo musze i naprawde nie czuje sie zniewolona, raczej podchodze do tego z humorem: zawsze jestesmy ciekawi, co wyjdzie :)
Nagminnie nie sole i nie przyprawiam, wiec moje dania sa naprawde "delikatne".
u mnie podobna historia z matka i babką
OdpowiedzUsuńi do pewnego czasu mnie kuchnia nie interesowała ale odkąd przestałam jeść mięso i zaczęłam szukać przepisów, potem trafiłam na Nigellę L. ))))) zakochałam sie w kuchni i gotowaniu... tylko nie mam czasu ale kiedyś jeszcze dam sobie szansę, na razie gotuje do diety...
Mnie kuchnia tak malo interesuje, ze zapominam czasami, ze trzeba obiad ugotowac :) Glownie uzywam czajnika :)
OdpowiedzUsuńNie mam sie jak za bardzo w kuchni zakochac, bo powierzchniowo jest taka mala, ze jedna osoba sie miesci! Dania, ktore maja wiecej niz trzy skladniki odpadaja w przedbiegach!
Ja miałam też mamę i babcię w domu, które nie dopuszczały mnie do garów. Po wyjściu za mąż mieszkałam z teściową, a "żywilismy się" obiadowo u jej siostry. Dojeżdżałam do pracy do ostatniego dnia przed porodem. Wprost ze szpitala przyjechalismy do nowego, urządzonego wczesniej mieszkanka. I zaczęły się schody: nowe mieszkanko, dzidziuś, mąż pracujący i studiujący wieczorowo, brak telefonu (pózne lata 80-te)... Moim "hobby" było nagminne przypalanie potraw. Na szczęście "małożonek" gotował kaszki dla pierworodnego przed wyjściem do pracy. Kiedy po latach obrosłam w koleżanki-gospodynie domowe, to ambicja powodowała "nauki kulinarne" i różne specjalizacje, (jak barszczyk czerwony i bigos jedyny w okolicy oraz ciasta drożdżowe). Na obczyżnie, gdy juz nie pracowałam -wygotowywałam obiady kazdego dnia. Mój Holender nie był wymagający pod tym względem: mięcho, kartofle i jarzyna z uwzględnieniem pory roku. Czasem się wkurzyłam i zaeksperymentowałam ... Był komentarz: smaczne, ale jutro zrób jakieś normalne kotlety. Kiedy się zbiesił parę lat temu, to nie chce mi się dla samej siebie. Pilnuję jakiejś diety, czasem mnie natchnie na polskie jedzenie (n.p. galaretkę z nóżek i golonki, albo kapusniaczek), to sobie upichcę. No to mam pełną zamrażarkę...
OdpowiedzUsuńTak że gotowanie nie było i nie jest moją pasją. A że teraz już całkiem nie muszę, to pozostaje rutyna i ...jajko sadzone ;-)
Rozumiem i popieram cie :)
Usuńzazdroszczę,
OdpowiedzUsuńprzez całe życie muszę gotować dla kogoś -
zawodowo, rodzinnie, dla znajomych,
i bardzo rzadko jem coś ugotowane prze kogoś innego
Klarka, przyjezdzaj, ugotuje specjalnie dla ciebie :)
UsuńNie przepadam za gotowaniem, ale jak trzeba, to trzeba.
OdpowiedzUsuńJak trza, to trza, jaK mawial moj ojciec :)
UsuńJa też gotuję ,bo muszę ,więc witaj bratnia duszo.Z mielonymi kotletami tez długo miałam taki sam problem ,jak Ty,nie wiem ,dlaczego mi nie wychodziły...a potem nagle zaczęły się udawać...i do tej pory ,nie wiem,dlaczego...
OdpowiedzUsuńMoze odkrylas w sobie powolanie??? :) :) :)
UsuńWczoraj zamiast mielonch zrobilam pulpety i wrzucilam do zupy - wyszla pyszna!
Mielone, żeby doszło w środku, smaż na mniejszym ogniu trochę dłużej. :)
OdpowiedzUsuńTak robie....
UsuńJa mysle, ze przydalby mi sie fakultet z gotowania, ale jak tu w moim wieku isc na studia? I czy wiedza teoretyczna wystarczy? Mysle, ze nie, wiec.... do dziela! Czyli do garow!!!
Jak brałam ślub, to umiałam ugotować tylko wodę w czajniku, a i to tylko wtedy kiedy tej wody było odpowiednio dużo...Ślubny gotował...;o)
OdpowiedzUsuńPo dwóch latach poszliśmy "na swoje" i odkryłam ze zdziwieniem, że lubię gotować, piec, eksperymentować, wydziwiać kulinarnie...;o)
Czy na swoim, czy na obcym, gotowanie to nie moja bajka :) :) :)
OdpowiedzUsuńTeż robię zupę z tej kapusty :))) Dzięki Tobie od dziś wiem, że można i trzeba odcedzić! :)
OdpowiedzUsuń