Wybieralam date wyjazdu do Polski starannie, wybralam termin na 1.marca, bo bedzie juz cieplo, wiosna, pojdziemy zobaczyc Baltyk, pospacerujemy, pojemy rybki w Tawernie....
taaaaa.... trafilam w dziesiatke!!! Tylko odwrotnie :(
Juz od paru dni zapowiadali syberyjska zime, nie chcialam uwierzyc, myslalam, ze jak pomysle zeby bylo cieplo, to bedzie, bo ja taka czarownica jestem... nic to nie dalo, mroz chwycil juz w dniu wyjazdu! Dobrze, ze dzien wczesniej nabylam zimowe buty (co prawda meskie, ale cieple!), a na wyprzedazy wylowilam dwie zimowe czapki po 1 €.
Do auta zaladowalam: dwie pierzyny, dwa koce, 10-litrowy plastikowy kanister z goraca woda jako kaloryfer, duzy termos z goracym sokiem jablkowym, tone kanapek, warzywek, owocow i mietowek :)
Tak to wygladalo:
Temperatura na dworze byla juz u nas minus 5 stopni.... jeszcze myslalam, ze gorzej nie bedzie...
Wyjechalismy o 14.00 i z malymi postojami przejechalismy 700 km, za Poznan.
O 24.00, na termometrze MINUS 16 stopni!!!! Decyzja: spimy, rano pojedziemy dalej.
Jakos zmiescilismy sie razem z tymi pierzynami na lozku, zaslonilam twarz szalikiem, zeby nosa nie odmrozic i przespalismy cztery godziny. (spalibysmy dluzej, ale ja musialam wiadomo gdzie, a jak wrocilam do auta, to Najglowiejszy stwierdzil, ze sie wyspal i pojedziemy dalej)
No to sniadanko, goraca kawa i... jazda!
Myslalam naiwna, ze to juz najgorsze zimno, i ze juz bedzie lepiej. Niestety, Co 100 km przyrastal nowy minus i kolo Bydgoszczy bylo 18 stopni MINUS!!!!!
Potem zaczelo sie ocieplac i Gdansk osiagnelismy z minus 15 stopniami, ale za to ze sniegiem :(
Wladza Gdanska sypala szczerze sola, auta przed nami chlapaly czarna mazia, a nasze spryskiwacze odmowily wspolpracy!!!! Horror!
Dobrze, ze to byly ostatnie kilometry i jakos dojechalismy do pensjonatu. Ufffff.
Oczywiscie po wjezdzie na polska autostrade pojawilo sie od razu stado Januszow: wyprzedzanie na trzeciego, ciezarowki jezdzace obok siebie, wyprzedzanie z gwizdem z prawej strony, trabienie z byle okazji....
A mowilam Najglowniejszemu: uwazaj, uwazaj, jestes w Polsce.... zapomnial, jak tu jest...
Potem bylo juz w porzadku, pensjonat w sercu Trojmiasta, przy kolejce miejskiej, przy tramwajach, Biedronka i Lidl w zasiegu 100 m.
Apartament mial minimum: dwa lozka, stolik i dwa krzesla, szafa, szafka, telewizor, kuchnia z lodowka i garnkami, lazienka z prysznicem, wszystko nowe, czyste, przyjazne.
Internet tez byl :) no i cena przystepna.
Polecam! Chetnym dam namiary :)
Pare zdjec z pensjonatu:
W poniedzialek zaczelam wizytowac urzedy i inne potrzebne mi miejsca.
W Urzedzie Stanu Cywilnego strzal w glowe, zeby mi przypomniec, ze przyjechalam do Polski - podaje zadane swiadectwo czysciutkie, w prezerwatywce, zlozone ladnie na czworo...
urzedniczka: "ale to swiadectwo pogniecione!"
Ja: "no bo mam mala torebke, to je poskladalam..."
urzedniczka: "ale to przeciez DOKUMENT!"
Ja: "a co przeszkadza , ze dwa razy zgiety?"
urzedniczka: ...potepiajace spojrzenie i przemilczenie....
Dalej bylo juz lepiej, poza kolejkami wszedzie, naturalnie, ale zalatwilam co musialam we wszystkich miejscach :)
Po tygodniu, w dzien wyjazdu nadal bylo minus 15 stopni, spryskiwacze nadal zamarzniete, ale musimy wracac!
Wygladalo to tak, ze co 1-2 kilometry zjezdzalismy na bok, zeby umyc szyby... i tak z 50 km...
Jak wyjechalismy poza zasniezone drogi, to skonczyl sie horror z chlapaniem, i nie musielismy tak czesto stawac i myc szyby.
Ale jazda byla malo komfortowa - bardzo duzy ruch, mnostwo ciezarowek (co one woza, do licha!!!?)
Spalismy tylko dwie godziny, za Berlinem, a potem male drzemki co 100 km.
No coz, wyjazd byl, jaki byl, ale poniewaz musielismy, to jakos przezylismy.
Wniosek: nie planujemy wyjazdow do Polski i nie wyjezdzamy juz nigdy zima! Jednak w swoim domu najlepiej :)
Dziewczyno! Przy -28 stopniach popierniczałam do szkoły i na sanki, a Ty nędzne kilkanaście stopni nazywasz Syberią?!
OdpowiedzUsuńJak bylam mloda i piekna to tez mroz mnie nie straszyl, ale... teraz jestem tylko piekna :)
UsuńMieszkam w takim kacie, ze zimy od pieciu lat nie widzialam, a tu taki szok!
A tak a propos "stada Januszów". Mój tato ma na imię Janusz, prawa jazdy wszystkich kategorii, przejechał Europę wzdłuż i wszerz, nigdy w życiu nie spowodował nawet najmniejszej kolizji i nie zapłacił ani jednego mandatu. Toteż nie bardzo wiem, jak to się ma do "stada Januszów".
UsuńByłabym zapomniała: był pilotem sportowym, robił akrobacje powietrzne i nikogo nie uszkodził, siebie też nie.
UsuńFrau Be, przepraszam, odszczekuje! Slyszysz?
UsuńA z tymi Januszami i Grazynami to sie tak rozprzestrzenilo, ze automatycznie napisalam, bo powinnam grubym slowem rzucic, a nie chcialam. Czyli przepraszam wszystkich porzadnych Januszow!!!!
Kiedys bylismy bardziej wytrzymali na te polskie mrozy, ale niemieckie lagodne zimy bardzo nas rozpiescily. No a ta zima byla szczegolna.
OdpowiedzUsuńAno wlasnie, przyzwyczailam sie do biegania w zimie w adidaskach i cienkiej kurteczce, rekawiczki, szaliki, czapki znalam ze wspomnien :)
UsuńI jeszcze ta jazda autem... brrrr!
Ale wycieczka, nie do pozazdroszczenia 👀 wyposarzenie busa mieliście przednie. Ja zimą siedzę w domu, a wyjazdy do Polski zaczęły być zamierzchłą historią, bo w sumie nie mam tam bliższej rodziny.
OdpowiedzUsuńWyposażenie oczywiście 😆
UsuńTez tak wyglada, ze juz nie mam po co do Polski jechac.
UsuńA autko bedzie nam sluzyc do wiosennych, letnich i jesiennych biwakow :)
No faktycznie, wybrałaś sobie termin od tylnej strony.No właśnie, ja po Berlinie, o którym niektórzy rodacy mówią, że się fatalnie jezdzi bo najeżony radarami, jeżdżę z rozkoszą- nikt nie trąbi, nie udaje ,że jest pershingiem i nie wyprzedza po prawej i nie pogania trąbieniem.
OdpowiedzUsuńZepsute spryskiwacze to jest horror, nawet w lecie, nie mówiąc już o zimie. Ja mam nadzieję, że nie będę musiała jezdzić do Polski- zupełnie mnie to jak na dziś nie pociąga.Powiem Ci jeszcze cos w sekreie: tak jak jechaliscie polska autostradą tak sie jezdzi po Warszawie.
Fajnie masz zrobioną samochodową sypialnię.
Buziaki;)
Samochodzik ma wiele przydatnych funkcji, opisze kiedys, jak wybierzemy sie na urlopik :)
UsuńIm bliżej Syberii, tym większy mróz, niestety:):):)I polskie normy- świadectwo ma być wyprasowane (DOKUMENT, pani, DOKUMENT!), a na zdjęciu do dowodu masz wyglądać, jak zbój.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mimo wszystko wycieczka była udana:)
Ale zebys ten ton uslyszala! Prawie sie udlawilam wewnetrznym smiechem :)
UsuńAle miałaś wyprawę!
OdpowiedzUsuńDobrze, że udało się dojechać, załatwić sprawy w urzędach i wrócić :)
Samochód rzeczywiście fajny masz.
Posyłam trochę wiosennego słoneczka :)
Melduje, ze sloneczko swieci! :) :) :)
UsuńHmm - nie zazdroszczę doświadcenia. A jeśli chodzi o urzędników - no coż , ja mam do czynienia z polskimi urzędnikami na co dzień - tzn od czasu do czasu usiłuję załatwić pewną rzecz ,co do której mam prawo. Prawie się czuję jak zdrajczyni narodu..
OdpowiedzUsuńJa na razie mam wszystko z Polska uregulowane. Ale tez czasem czuje sie jak zdrajczyni, gdy na pytanie, czy tesknie za Polska, odpowiadam, ze nie.
OdpowiedzUsuń))) ale powiem Ci, że przyjemne było to -15 ze słońcem w porównaniu z tym co aktualnie...leje wieje słonca brak a zwierzęta wnoszą ogródek do chałupy...można nie konczyć sprzątania....
OdpowiedzUsuńMnie tez sie to optycznie podobalo, gorzej z moimi konczynami :) Ale na szczescie wrocilam do domu i za dwa dni przyszla wiosna, wiec juz daruje tej zimie :)
UsuńZazdroszczę samochodu, w którym można spać w pozycji leżącej :-)
OdpowiedzUsuńPomysl mojego Najglowniejszego, ktory lata cale jezdzil do mnie do Polski i nie mogl trasy 1000 km ogarnac na raz. Strzal w dziesiatke, bo w razie zmeczenia staje sie gdziekolwiek (tzn. tam gdzie jest bezpiecznie) i kladzie sie do tylu do gotowego lozeczka :)
UsuńWyprobowane tyle razy, ze zliczyc nie moge!
Ileż to razy przydałoby się takie rozwiązanie...
UsuńJak szczęśliwie wróciłaś, to się wyjazd udał...;o)
OdpowiedzUsuńPo przyjezdzie do domu rozlegl sie wielki huk! Spadl nam kamien z serc :)
UsuńZ takim samochodem to możecie robić różne bliższe i dalsze wyprawy.
OdpowiedzUsuń