27 kwi 2014

Przędzenia ciąg dalszy...

Czasu na pisanie jakby mi ubyło, no bo zaczął się ogródek, ale muszę jakoś uporządkować moje osiągnięcia na polu przędzenia, bo działo się duuużo!

Na moje pierwsze próby przędzenia na kołowrotku powinno się spuścić zasłonę milczenia :)
Dla przypomnienia wyglądało to tak:


Nie mogłam zrozumieć co robię źle, dlaczego te nitki są takie grube...

Odstawiłam kołowrotek do kąta i niecierpliwie czekałam na początek lutego.
Dlaczego na początek lutego? Ponieważ w przestrzeni internetu znalazłam wiadomość, ze w pierwsza środę każdego miesiąca, w miejscowości odległej ode mnie o 3 km, spotykają się prządki i przędą!
Oraz ze zapraszają wszystkich zainteresowanych przędzeniem!

No to 5. lutego zapakowałam do auta kołowrotek i resztę mojej czesanki i ruszyłam w świat :)
Po paru minutach zaparkowałam przed stara stodołą: heimatverein-hauenhorst.spinngruppe, kołowrotek pod pachę i na pięterko!

Zostałam z miejsca przyjęta jak swoja, mistrz obejrzał mój kołowrotek i moje "dżdżownice", sięgnął do szafy i wyjął z niej swój kołowrotek z Nowej Zelandii - czyli Ashford kiwi:




Krotka nauka, kilka trików i..... poooooszlo!

Początkowo nitka była jeszcze glizdowata :)  ale minuta po minucie..... wychodziło coraz cieniej i równiej:


Skręciłam nitkę podwójnie:


Wrzuciłam na druty i udziergałam pierwszą próbkę z mojej pierwszej, własnoręcznie uprzędzionej wełny! Wyszedł kocyk dla małego misia :)


 Następna próba z szarej czesanki kupionej jeszcze na aledrogo:


Teraz mogę napisać, ze JUŻ UMIEM PRZĄŚĆ! :)

1 komentarz:

  1. Brawo! Tak trzymać...jeśli się chce to można się nauczyć wszystkiego - trzeba tylko trafić na odpowiedniego nauczyciela :)

    OdpowiedzUsuń

Podobne posty

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...