Byla wielka prawie jak moja dlon.
Drzwi i okna pozamykane, nie wiem jak wleciala, chyba lufcik byl niedomkniety…
Ubabrala sie w kurzu i pajeczynach, pootwieralam wszystko na przestrzal i poleciala na wolnosc!
Ale mialo byc o gosciach.
Sie goscie zapowiedzieli…
Normalnie: moja corka, jej tesciowa i... przyszla (niedlugo) szwagierka, oraz TRZY PSY!
Czlowiek juz przyzwyczajony, ze co jakis czas banda przyjezdza i robi z domu kociol, ale tym razem dodatkowo szwagierka… ona jeszcze nigdy u nas nie byla, a to moglby byc dla niej szok! :)
Wiec jak zwykle: to co na wierzchu wrzucone do pudel, pudla pod biurko i lozka w sypialni, ogolne zamiatanie podlogi i zakupy. Ok.
Ale na zewnatrz tez chcialam miec ladnie, a ze sobie piekne nozyce elektryczne do zywoplotu kupilam, to zaczelam zywoplocik z czterdziestoletnich tuji przycinac.
Najpierw sprobowalam przed domem, bo tam zywoplot byl najnizszy:
no i niby mi sie udalo, ale… tak przycielam, ze od dolu wyszly na wierzch brazowe suche galezie :(
Poprosilam wiec Najglowniejszego, zeby mi od dolu te galezie sekatorem przycial…
Sprobowal sekatorem - nie bardzo mu szlo, bo galezie grube…
Poszedl do warsztatu i przyniosl pile do ciecia, elektryczna i zaczal od dolu ciac.
Te galezie ciac…
Tak porzadnie, jak tylko on potrafi...
I tak cial i cial, coraz wyzej, bo wszedzie te galezie byly suche.
Jak skonczyl pierwsza tuje, to..... zostala z niej palemka na bezgaleziowym pniu!!!
Hmmm… popatrzylismy, przemyslelismy, decyzja zapadla - scinamy wszystkie tuje od uliczki do naszej bramy, razem 10 sztuk!
Robota straszna, bo najpierw galezie od dolu do gory, potem ciecie dosc grubych pni na wysokosc naszej talii, potem wyrabywanie korzeni i wycinanie pnia najnizej, jak sie da.
Poszla w ruch pila lancuchowa, wielka siekiera, wielki mlot, a ja, biedna sierotka, mialam za zadanie odbierac galezie i skladac na kupe. No i zamiatac, zeby na ulicy smietnika nie zrobic :)
Wczoraj rano wygladalo to tak:
Dzisiaj zostaly juz tylko trzy ostatnie pnie do wyciecia na jutro.
O koniecznosci zlikwidowania calego zywoplotu zdecydowalismy widzac jak wygladaja te drzewa w srodku, czyli suchy susz :) , latwopalny, na dlugosci 30 m! o wysokosci do 4m! a po wierzchu 5 cm zielonego.
Wygladaja tak:
Zaczelismy tez od drugiej strony ogrodu, wycinajac galezie od dolu na 1m wysokosci, wyglada to niezbyt elegancko, ale jak zaczelismy, musimy skonczyc, zima przed nami, troche sie rozgrzejemy :)))
Pod drzewami lezy jeszcze sucha sciolka, tak ze 20 cm grubosci, tez trzeba ja uprzatnac…
Galezie lezaly na kupie w ogrodzie:
i przed garazem:
przyczepka miala co robic :)
Potem poszlam jeszcze za tuje, zeby przemyslec, jaka kolejnosc sprzatania zastosowac, i jak wyszlam, cos kolo mnie zabzyczalo!!! Dobrze, ze nie na mnie!!!!
Dwa Wielkie Szerszenie chyba sploszylismy i tak sobie wesolutko lataly i bzyczaly!!!!
Brrrr!!! Jak ja sie boje szerszeni! Jeszcze z dziecinstwa pamietam, jak mnie jakis taki dopadl, i jak to bolalo!
Jak przysiadly na bzie, odwazylam sie pstryknac, sa STRASZNE!!!!!
Ewakuowalam sie baaardzo szybko :)))
A potem napadla nas banda dwu- i czworonogow:
Szybko opanowaly ogrod, zamieniajac go w plac zabaw;
Fajne, male pieski, cale szczesliwe, zajmujace sie soba caly czas, pochlaniajace wszystko, nawet rzeczy niejadalne jak: kamyki, kawalki drewna, czy brykiety wegla (gdzie one to znalazly???)
Oczywiscie kopia dziury, rozkopuja gore kompostu, tratuja piwonie, ale i tak sa kochane :)))