31 gru 2019

Koniec i poczatek

Martwilam sie w poprzednim poscie, ze u mnie w ogrodku jest jak wiosna, ze to i owo kwitnie, i co bedzie jak przyjdzie mroz?
No i za dwa dni mroz podstepnie przyszedl w nocy i zmrozil co sie dalo :(
Ale ladnie to zrobil, wiec mu chyba wybacze :)

Ciemiernikom nie zaszkodzil:
 szalwia nawet poladniala :)
 liscie laurowe sa dzielne, nie przejely sie zbytnio:
 trudno poznac, ze to mieta:
 a to..... zeschly kwiat hortensji!
 biedny nagietek chyba nie przezyje, ale co to za zwyczaj, zeby rosnac i kwitnac w grudniu?
 zapomnialam, jak to sie nazywa:
 rozmaryn tez zakwitl, bo mu sie pory roku pomylily :)
 rododendrony jak nie z tej ziemi:
 
 Za to grudnik zakwitl dokladnie w grudniu na swieta! Przynajmniej ten trzymal sie harmonogramu! :)))

Na pozegnanie roku upieklam sobie pyszne ciasteczka, jedne z cukrem, drugie z czekolada....
Podane na szlachetnej, bawarskiej, zloconej porcelanie :))


A teraz zyczenia na nowy 2020 rok:

12 miesiecy ZDROWIA!
52 tygodnie SZCZESCIA!
365 dni BEZ TROSK! 
zyczy wszystkim Basia :)))

27 gru 2019

Inny wymiar

No i juz po swietach.
Nie objadlam sie, nic mi nie dolega, spedzilam leniwie trzy dni z Najglowniejszym, z telewizorem (malo), z ksiazka, z ambitnym projektem na drutach i z przyjaciolmi w drugi dzien swiat.
Ufff, to wszystko, a dzisiaj slonce swieci, rower czeka, jade na inspekcje mojej wsi i jednego sklepu - bo mi mleka zabraklo! :)

Bylam calkiem nieobecna na moim blogu, rzadko pisalam komentarze na innych blogach, ale czytalam je pilnie :)
Zylam po prostu w innym wymiarze; liczne dolegliwosci zmusily mnie do intensywnych  kontaktow ze sluzba zdrowia, mozolnie eliminowalam bole tu i tam, a na koncu przezylam renowacyjny maraton u dentysty sadysty. "Przezylam" to dobrze okreslenie, bo bylo ciezko, oj, bardzo ciezko!
Moge z czystym sumieniem oddawac sie teraz przyjemnosciom zycia :)

Na niwie pieczenia odnosilam sukcesy i porazki - opanowalam pieczenie idealnego ciasta drozdzowego z rodzynkami i kruszonka, no i pare razy poleglam z chlebem :(
Ale moja upartosc nie daje mi spokoju - bede dalej probowac i.... niestety jesc nieudane wypieki chlebowe :))))

Swietami sie nie ekscytowalam, dni jak codzien, obiady jak codzien, prezent juz wczesniej dostalam (maszyne do wyrabiania ciasta), sklepy staralam sie omijac, bo przerazala mnie ta ilosc i jakosc wszelkiego kolorowego "dobra", ktore zaraz potem wyladuje na smietniku...

Minimalne swiateczne ozdoby rozswietlaja nam ciemne ranki i wieczory w domku.
Ot, mala choineczka w sypialni (choineczka jest wiekowa, kupiona na nasze pierwsze wspolne swieta (w 2002 roku!), lubimy ja, jest na stale ubrana i oswietlona, co roku idzie odpoczac do piwnicy, a w grudniu odkurzona i oswietlona ubarwia nam nowe swieta (dzien swistaka) :))
 
A w jadalni, gdzie najczesciej przesiadujemy, stoja domki ceramiczne, swiecac okienkami:




Przez caly grudzien mialam spotkania adwentowe roznych grup, spotkalam sie z moimi przadkami (bylo wysmienite ciasto!), ale niestety nie moglam pojsc na spotkanie adwentowe mojego choru :(
a moj prezent przyniosla mi do domu kolezanka :)
Jest to piekny kalendarz, w ktorym na kazdej stronie jest zdjecie naszego choru, a to na probie, a to na wystepie, takie fajne wspominki.
Dostanie dobra miejscowke na scianie :)

Pogoda jesienno-wiosenna, albo pada, albo swieci slonce. Trawa zielona, mozna by jeszcze troche posprzatac w ogrodzie, ale.... Nie chce mi sie!
Kolezanka opatulila figurke dziewczynki w ogrodzie nad stawem, bedzie jak znalazl w zimniejsze dni:

Najglowniejszy wciaz buduje bude na rowery i maszyny rolnicze (wymiary 6x4m).
Jak to on, buduje z rozmachem, dokladnie (ech ta niemiecka dokladnosc!), na sto lat, tylko kto z nas bedzie tak dlugo zyl?
Ale lubi sie tak umartwiac, no to niech buduje.
Ja bym tylko chciala wreszcie miec duzo miejsca na moje narzedzia ogrodnicze, doniczki i cebulki... co wcale nie jest takie pewne :)
Stan przed i po:

Moj kafelek gallo-romanski przybywa (a wlasciwie przyszywa) wolniutko, no bo ten brak czasu...
Teraz jest w takim stadium:
a ja mam juz papierowe szablony na nastepne okrazenie.
Teraz juz pomalu odzyskuje utracony czas i mysle ze do sylwestra nadgonie zaleglosci:)

W koncu lutego dostane znowu na przechowanie trzy psy mojej corki (czipsy), bo panstwo jada na tydzien na narty. Nie zazdroszcze, ja sie wyjezdzilam w mlodosci, i chwatit! :)))

Jako bonusik dla czytajacych dlugie i nudne posty wstawiam zdjecie corczynych piesow oczekujacych pod choinka na.... pewnie cos smacznego :)))
A jak panstwo sobie drzemia pod paczworkiem, to czipsy wyleguja sie na nim:
Zrobilam wczoraj w poludnie inspekcje ogrodka i jestem przerazona: zakwitly: nagietek, prymulki, gozdziki skalne, bergenia. Widze tez na hortensjach, ze paczki puszczaja i zielone listki pomalu wylaza ze skorupek. Paczki na jablonkach wygladaja podejrzanie... oby sie nie rozwinely :(
A pogode zapowiadaja nadal sloneczna i ciepla...
A nie mieszkam w cieplych krajach, tylko w polnocno-zachodnich Niemczech.
Oj, co to bedzie?........

24 gru 2019

Najpiekniejszych!

Wszystkim dookola,
blogowiczkom i blogowiczom,
przyjaciolkom i przyjacielom,
kolezankom i kolegom,
sasiadkom i sasiadom,
przechodniom na ulicy,
nieznajomym, siedzacym w domu,
zycze najlepszych, najspokojniejszych i
zdrowych swiat!

1 lis 2019

Upieklam tez chleb!

Taki chlebek, najpiekniejszy na swiecie i najsmaczniejszy:
- upieczony na zakwasie, z mieszanej maki i w GARNKU.
Od razu daje przepis, bo jak sie na whatsapie pochwalilam, to kazdy chce tez :)
Niektore dodatki sa ze sklepu - zakwas (Sauerteig) i slod (Backmalz) - nie wiem, czy sa w Polsce i jak sie nazywaja?
Zakwas kupilam w woreczku w postaci mazi, a slod w proszku.

Przepis wzielam ze strony: https://goodlife.in-mind.de/topfbrot/

Chleb z garnka

Skladniki:
* 75g zakwasu (Sauerteig)
(na pierwsze wypieki kupilam gotowy w sklepie, na nastepne moze wyprodukuje sama, przepis jest w internetach)
* 325ml wody
* 100g maki zytniej
* 275g maki orkiszowej
* 100g maki pszennej typ 550
* 8g swiezych drozdzy
* 10g soli
* lyzeczka (herbaciana) miodu
* 2 lyzki (zupowe) slodu (Backmalz)
*GARNEK ZELIWNY Z POKRYWKA o srednicy min.25cm i wysokosci 10cm, z wypukla pokrywka
* spora miska do mieszania i rosniecia
* ruszt do chlodzenia chleba

- Wszystkie skladniki wyrobic mikserem (koncowki do wyrabiania) w misce przez 10 minut.
- Miske przykryc szczelnie folia i postawic w temperaturze pokojowej  na 4 godziny.
- Miske wstawic do lodowki na 20 godzin.
- Miske wyjac z lodowki i postawic w temperaturze pokojowej na dwie godziny.
- Ciasto w misce podsypac naokolo troche maka i chwile wyrobic mikserem, pozaginac ciasto cztery razy do srodka i wylozyc na miske wylozona scierka obficie posypana maka. (tu w oryginalnym przepisie nalezy wyjac to ciasto na stolnice, podsypac maka i zlozyc pare razy, ja poszlam na latwizne, bo nie lubie wyrabiac reka)
- Miske postawic na dwie godziny w temperaturze pokojowej (ja posypalam z wierzchu jeszcze maka i przykrylam jeszcze druga scierka).
- Po 90 minutach od postawienia miski z ciastem, wstawic garnek z pokrywka do piekarnika i nagrzewac do 250 stopni (okolo pol godziny, zalezy od piekarnika - garnek musi miec temp.250 stopni).
- Ostroznie wyjac garnek i wrzucic do niego ciasto ze sciereczki, przykryc pokrywka i wstawic do piekarnika.
- Chleb piec w temp. 250 stopni przez 20 min, potem zmniejszyc temp. do 200 stopni i piec jeszcze 25 minut (czyli razem 45 minut). Nie zagladac do garnka!
- Wyjac garnek i wyjac chleb na ruszt przykryty sciereczka, do ostygniecia.

Powstrzymac sie od natychmastowego sprobowania, czy chleb smakuje, bo zabraknie go dla reszty rodziny!!!

Juz jak wczesniej pieklam ciasto drozdzowe to musialam znalezc sposob na jego rosniecie. W domu mamy temperature okolo 16 stopni, a ciasto wymaga 20-25 stopni do rosniecia.
Nabylam wiec droga kupna pojemnik styropianowy z pokrywa i wlozylam do niego poduszke elektryczna, nastawiona na poziom 2. Zadzialalo!
A wyglada to tak:





W czasie przygotowan uwiecznilam tez mikser:



i wyrosniete ciasto, ktore za chwile wrzuce brutalnie do goracego garnka:
A garnek mam taki:
kupiony za 3€ w sklepie "ze wszystkim" :)

Chleb wyszedl najpiekniejszy i najsmaczniejszy na swiecie:






25 paź 2019

Zaspokoilam swoja chuc!

Ha! Fajny tytul wymyslilam, chodliwy, prawda?
Zaraz mi wzrosnie ogladalnosc :))))))
Ale o chuci, zaspokojonej, bedzie na koncu :)

A teraz: nie nadazam... 
Oj dzieje sie u mnie, dzieje:
sprawa najwazniejsza to likwidacja 30 metrow zywoplotu z tui (tuj?)
Dlaczego?
Kupilismy dom z calym inwentarzem zywym i martwym, a ten zywy to wlasnie byl zywoplot.
Jak sama nazwa wskazuje - zywoplot jest zywy, czyli rosnie... w gore i wszerz :(
Juz te kilka lat temu byl olbrzymi, bo wlascicielka nie miala ani sily, ani pieniedzy na strzyzenie, a tuje trzeba strzyc kilka razy w roku, zeby je utrzymac w ryzach.
My zlecilismy jeden raz przyciecie firme specjalistycznej, ale bylo to wlasciwie ciecie kosmetyczne, natomiast zaplata za to byla kosmiczna :(
Przez trzy lata udawalismy, ze nie widzimy jak roslinki rosna, cieszac sie z zielonej sciany,  ale ktoregos dnia musielismy przyciac galezie przy wejsciu, bo listonosz nie mogl dojsc do naszych drzwi (no dobra, przesadzam), w kazdym razie sekator poszedl w ruch, galezie sie przycielo i.... ogarnelo mnie przerazenie!
Caly zywoplot w srodku byl suchy, tylko koncowki galazek zielenialy, stwarzajac iluzje pieknej zieleni!!!
Moja wyobraznia natychmiast zaczela pracowac: uliczka waska, auta jezdza metr od zywoplotu... jedzie jakis idiota nalogowy palacz papierosow i bezmyslnie rzuca peta w nasz zywoplot!!!!
Zywoplot jest o dwa metry od domu i ma szerokosc ze trzy metry, wysoki 5-6m, i dlugosc 30 metrow...
A za plecami mamy stacje benzynowa :(
Decyzja zapadla: tniemy!

No i tak sie zabawiamy juz od miesiaca:
- tu widac polowke szerokosci zywizny, bo druga polowka jest po stronie sasiadow:
- obciete galezie ladujemy na przyczepe i wywozimy na wysypisko, czesc rozdrabniam na wiory na sciolke:
Wywiezlismy juz ze dwie tony, a to nawet nie polowa pracy :(

Kawalek kolo domu jest juz oczyszczony, plot sie robi i wyglada tak:
A praca wre, korzenie wredne:
nie ma rady, trzeba robic za Herkulesa:
Nie wiem, kiedy skonczymy, ale juz sie troche uspokoilam, bo najgorszy susz wyciety, kolo domu nie ma zagrozenia, a dalej... pozyjemy, zobaczymy :)
Na razie delektuje sie piekna jesienia.
========================
Temat zalegly:
Zespol Kalinka w ktorym spiewa moja corka (tu pisalam) (i tu tez pisalam) dorobil sie wreszcie profesjonalnej plyty reklamowej, a w tym skrocie jest co ogladac :)
W drugiej minucie filmiku (dokladnie 2:24) jest polski akcent, piosenka "Cyt, cyt" (w srodku moja corka), a zaraz potem taniec krakowiak:
==================
O szyciu tez musze krotko wspomniec:
nastepna kolezanka corki urodzila dziecko, wiec znowu szylysmy quilt dla dziewczynki.
Tym razem poszlysmy na latwizne :)
Wyciagnelam z przepastnej szafy szesc tulipanow uszytych przed chyba 10 laty. Wystarczylo wszyc paski poprzeczne i wzdluzne, podszyc ocieplinka i materialem od spodu i przepikowac.
Szybko nam poszlo, dziecko juz mozna cieplo owijac :)))
(duzy nam wyszedl, ale przeciez dzieci rosna :)))
====================
Oczywiscie nie moze zabraknac piesow, kamera nie nadazala!
==========================
Pogoda naprzemienna, raz cieplo, raz zimno, ale slonce uraczylo mnie znowu wielka tecza, stalam i sie wgapialam i pstrykalam zdjecia, i znowu sie zachwycalam:
Szkoda, ze nie mam lepszego aparatu, filtry by sie przydaly, ale i tak bylo pieknie :)


=============================
Tak bajdurze i bajdurze, a mialo byc o chuci, i to spelnionej! No to jest:

 
Tak, dobrze widzicie! To jest CIASTO, drozdzowe, z kruszonka, ktore wyglada, pachnie i smakuje dokladnie tak, jak ciasto drozdzowe mojej mamy.
I to JA go upieklam, wedlug tego samego przepisu, z ktorego piekla moja mama :)
Tak sie glupio chwale, bo ja NIGDY nie gotowalam i nie pieklam, nie przepadam za kuchnia i gotuje tylko dlatego, ze musze.
Teorie znam i to nawet dobrze, ale praktyki nie nabylam, no bo jak sie ma na stale w domu babcie i mame, to co ja tam moglam robic? Tylko do zagniatania ciasta mnie braly, bo mialam rece jak kowal!
A tu nagle, w moim podeszlym wieku, zaczelam tesknic za ciastem, drozdzowym, puszystym i pachnacym, z kruszonka!
Uzupelnilam wiedze w internecie i... dopiero za trzecim podejsciem udalo mi sie idealnie.
Jest takie dobre, ze... wlasciwie go juz nie ma :)))
Chuc zostala zaspokojona!

A jak juz wpadlam w ten szal kuchenny, to jeszcze sie odwazylam na pieczenie chleba z garnka.
Zapowiada sie ciekawie:
Ale o pieczeniu bedzie w nastepnym poscie :)
Do milego zobaczenia!

22 sie 2019

Hurtowo o wszystkim

Im dalej w las tym wiecej drzew...
a u mnie - im jestem starsza tym mniej czasu na wszystko... :(
Myslalam, ze na emeryturze to se czlowiek odpocznie, polezy, poczyta... a tu figa!
Nie wiem jak, ale ciagle nie mam czasu!!
Dlatego na blogu zaczynam pisac raz, dwa razy w miesiacu, szybko, zapisujac co, gdzie, kiedy i dlaczego :)

Dzisiaj bedzie:
- o nowym rowerze
- o zjedzonym kosmicie
- o nowych uszytkach

Moj dotychczasowy rower stal sie dla mnie niebezpieczny, owszem byl lekki, nie za wysoki (26"), dobrze sie sprawowal, ale jak mi dwa razy wypadl z rak przy zsiadaniu, to stwierdzilam, ze musze sie z nim pozegnac :(
Juz wczesniej dowiedzialam sie o takim rowerze, ktory jest w roznych wariantach produkowany nieseryjnie dla osob starszych i czesciowo ograniczonych ruchowo.
Przelecialam szybko ogloszenia i znalazlam taki, uzywany, wzglednie tani, w odleglosci okolo 150 km. Umowilismy odbior, i na drugi dzien byl juz u mnie :)

Oto "Balance Van Raam":

Jego zalety:
- dopuszczony dla osob wazacych do 120 kg
- dopuszczalna waga bagazu 35 kg
- kola 24" (jest niski)
- 8 biegow - moge pod dlugie pagorki podjezdzac na pierwszym biegu (ok. 2 km/godz!)
- ergonomiczne uchwyty odciazajace nadgarstki
- kierownica do ustawienia na wysokosc i na kat nachylenia
- siedzisko dla szerokodupnych
- hamulec reczny i nozny
- i NAJWAZNIEJSZE: jak sie siedzi, to nogami sie mozna podeprzec, i pedaly sa wysuniete do przodu tak, ze nacisk na nie nie wymaga tyle sily, co w zwyklym rowerze.

Pewne wady, ktore sa dla mnie wazne, usuwa na biezaco Najglowniejszy:
- zamek na kluczyk przelozyl na tylne kolo, po to zeby na ramie z przodu zalozyc sprezyne ograniczajaca ruchy kierownicy. Jak jade na najnizszych biegach, to jade jak pijana, i jest to czasem niebezpieczne. Sprezyna ustabilizuje przednie kolo tak, ze bedzie jechac prosciej :)
- siodelko jednak zmieilam na to z poprzedniego rowerka, bo mi bardziej pasuje
- na bagaznik doszedl koszyk, no bo gdzies musze zakupy polozyc
- dojdzie jeszcze koszyk z przodu, ale dopiero jak bedzie zalozona sprezyna

No i po kolejnych udogodnieniach jezdze na probne jazdy - mam sciezke rowerowa malo uczeszczana, z pagorkami, jade nia 3 km i wracam (czyli razem 6 km), zajmuje mi to GODZINE! :)))
A po drodze robie przystanek i zrywam polne kwiatki:
Moj kosmiczny pomidorek pewnego dnia zaczal pekac, czyli nie chcial byc rozmnozony :(
Zerwalam go (nie krzyczal), i pokroilam.... i zjadlam.... bez wyrzutow sumienia :))))))))
Byl pyszny!!!
Inne pomidorki tez urosly i dojrzewaja:

Dostalam od lekarza recepte na "elektrowstrzasy" :)
Nowy sprzecik (TENS), produkujacy impulsy elektryczne, ktore maja zniwelowac chroniczne bole.
Nie chce pasc sie tabletkami, wiec probuje, czy takie cos pomoze: 

Sie przykleja elektrody i sie nastawia intensywnosc pradu. Na razie bez wiekszych efektow...

Sprzecik musial torebeczke dostac, bo przyjechal goly:
 
  
Torebeczka ma dwie kieszenie, na ksiazeczke i elektrody, na kabelek, i na sprzecik.
Lekka i poreczna :)

A poza tym to pogoda na szczescie "ogrodkowa", wiec lece kosic trawnik, zeby w weekend pieski mogly biegac po rownej trawce! :)))

Do nastepnego!

Podobne posty

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...